Franz Astoria pierwszoligowym kopciuszkiem

Jarosław Zawadka w pomeczowej rozmowie z portalem SportoweFakty.pl nie był zadowolony z postawy swojej drużyny, która mimo walecznej postawy musiała uznać wyższość MKS-u Dąbrowa Górnicza.

Franz Astoria Bydgoszcz była skazywana na porażkę w meczu w Dąbrowie Górniczej, ale pokazała się z dobrej, walecznej strony. W pierwszej połowie bydgoszczanie grali jak równy z równym, a w drugiej kwarcie trójka Filipa Małgorzaciaka doprowadziła do remisu 40:40. Jednak po powrocie na parkiet po przerwie dąbrowianie zdecydowanie przeważali i w ciągu dziesięciu minut powiększyli prowadzenie z 5 do 19 punktów. Trener bydgoszczan wyjaśnił przyczyny słabej postawy swoich podopiecznych w tej odsłonie.

- Dąbrowianie postawili strefę 1-3-1 i nasz zespół nie dał rady, pogubił się i w trzeciej kwarcie mieliśmy dziewięć strat, za szybko oddawaliśmy rzuty, nie było to ułożone, nie było tempa, a przeciwnik robił przechwyty i z tego szybkie ataki. Dlatego straciliśmy 26 punktów, a zdobyliśmy tylko 12 i można było powiedzieć, że było już po meczu - powiedział Jarosław Zawadka.

O ile premierowa odsłona nie była zbyt dobra w wykonaniu bydgoszczan, o tyle w drugiej grali już lepiej i mieli lepszą skuteczność od swoich rywali z MKS-u, dzięki czemu wygrali tę kwartę 23:18. Grę Astorii w tej odsłonie napędzali Mateusz Bierwagen i Patryk Rąpalski, którzy zdobyli po sześć punktów. - Żałuję pierwszej połowy, po której przegrywaliśmy tylko pięcioma punktami, a mimo to mieliśmy szansę - gdybyśmy nie popełniali kardynalnych błędów - na prowadzenie. A popełnialiśmy błędy w obronie, które rywale wykorzystywali i rzucali trójki, sami robiliśmy im takie prezenty, że dwa razy mieliśmy piłkę i daliśmy im ją spod naszego kosza - ubolewał trener Zawadka.

Mimo że przed ostatnią odsłoną Franz Astoria przegrywała aż 19 punktami, to zawodnicy tej drużyny nie poddali się i dzielnie walczyli w tej kwarcie, którą wygrali 17:14. - W czwartej kwarcie była jeszcze taka szansa, aby wyjść na prowadzenie, mimo wysokich strat, doszliśmy rywali na 14 punktów (80:66 - przyp. red.) i nie trafiliśmy spod kosza, do końca było jeszcze pięć minut, a to akurat był fragment, w którym graliśmy dobrze, ale MKS jest doświadczonym i dobrym zespołem, grającym u siebie i na pewno miał lepszą skuteczność niż my. Tak to jest, jak jesteśmy kopciuszkiem i staramy się powalczyć na tyle, ile potrafimy, ale nie wystarczyło to na pokonanie bądź co bądź wicelidera ligi - przyznał w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl

Następna, ósma kolejka będzie dla bydgoszczan trudna i wymagająca, gdyż 10 listopada podejmują Znicz Basket Pruszków, który obecnie plasuje się na ósmej pozycji w ligowej tabeli, a Astoria zamyka to zestawienie. - Będzie to dla nas mecz o cztery punkty, gramy u siebie z zespołem, który wydaje się być w naszym zasięgu. Wiadomo, że liga jest mocna i wyrównana, a Znicz Basket już wiele lat w niej występuje, dzięki czemu jest ograny, ale musimy u siebie powalczyć o zwycięstwo, bo nie widzę innej możliwości jak wygrana - zaznaczył Jarosław Zawadka.

Komentarze (1)
avatar
derek
5.11.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
ostatnie miejsce kosztem niespodziewanej wygranej AZS Poznań z toruńskimi piernikami, Kijewski chyba z sentymentu do stolicy Wielkopolski zostawił tam dwa punkty