Wiślaczki nie zlekceważyły niżej notowanego przeciwnika i już na samym początku za sprawą swojej liderki, Tina Charles objęły prowadzenie 5:0. Niepokojące było jednak to o czym mówiło się w ostatnich dniach czyli zbyt duże uzależnianie gry od Amerykanki. Koleżanki kierowały do niej zdecydowaną większość podań i oczywiście tym razem niemal zawsze zyskiwały upragnione korzyści, lecz w kontekście choćby starć euroligowych taki system niekoniecznie musi się sprawdzać. Zresztą miniona środa dała tego dowód.
Reszta zespołu uaktywniła się dopiero po kilku minutach. Swoją obecność zaznaczyły choćby Anke De Mondt i Katarzyna Krężel, które dobrze czuły się przy rzutach z dystansu. W polu trzech sekund zaś ambitnie walczyła Dora Horti, wymuszając liczne przewinienia.
Przyjezdne w międzyczasie w zasadzie jedyne co mogły zrobić to spróbować wykorzystać swoje atuty i uwidocznić zaangażowanie. Momentami potrafiły nawet zaskoczyć defensywę Białej Gwiazdy co należało akurat pochwalić. Niemniej ogólny rezultat i tak nie dawał im satysfakcji, gdyż po pierwszej kwarcie brzmiał 25:11.
Drugą "ćwiartkę" pabianiczanki zapamiętają znacznie gorzej. Podopieczne Jose Ignacio Hernandez zawiesiły bowiem jeszcze wyżej poprzeczkę, która najwyraźniej okazała się być poza zasięgiem beniaminka FGE. Przez wiele minut nie zdobył on nawet punktu, a po niecelnych rzutach w jego wykonaniu piłka lądowała w rękach faworyta konfrontacji. Taki scenariusz bardzo odpowiadał krajowemu czempionowi. Dzięki temu całkowicie dyktował warunki i prowadził aż 43:14. Wyróżniała się m in. Cristina Ouvina. Hiszpanka przeprowadziła parę efektownych rajdów, a ponadto nie szwankowało u niej specjalnie wykończenie akcji. W ten sposób zapewniła drużynie duży komfort przed długą przerwą i raczej nikt o racjonalnym podejściu nie oczekiwał, że zobaczy tego wieczoru jakąkolwiek niespodziankę. Tak wysoka przewaga najzwyczajniej w świecie nie miała szans zostać stracona przez pucharowicza.
Po zmianie stron od razu "trójkę" odpaliła DeMondt, ale jej wyczyn skopiowała Katarzyna Salska, dając sygnał, że PTK mimo beznadziejnego położenia nie zamierzało składać broni. Dowodzone przez Edytę Koryznę zawodniczki bardziej skupiły się na defensywie, w związku z czym gospodynie chwilami miały kłopoty z wejściem w pole trzech sekund oponenta, dokonując tej sztuki rzadziej aniżeli podczas poprzednich partii. In plus pod tym względem akurat zaprezentowała się Joanna Czarnecka, szybko adaptując się do boiskowych realiów po wejściu z ławki. Solidną robotę wykonywała również wspominana wcześniej belgijska strzelczyni. Ta dwójka zapewniła ciągłość dążeniom Wisły i decydująca batalia pozostawała tylko formalnością.
Zgodnie z przypuszczeniami krakowianki zwyciężyły wysoko, 82:44. Generalnie śledząc przebieg całej potyczki nie było momentu, w którym czułyby się jakoś naciskane i po prostu wykonały w pełni powierzone zadanie. Teamowi z województwa łódzkiego natomiast pozostawało cieszyć się z małych rzeczy. Z pewnością na osobną uwagę zasługiwał występ Moniki Jasnowskiej, która zdobyła 18 punktów i wyróżniała się spośród reszty partnerek. Jednak niczego więcej ekstraklasowy outsider nie wskórał.
Wisła Can Pack Kraków - PTK Pabianice 82:44 (25:11, 23:7, 13:13, 21:13)
Wisła Can Pack: Katarzyna Krężel 14, Anke DeMondt 13, Cristina Ouvina 10, Tina Charles 8, Katarzyna Suknarowska 8, Justyna Żurowska 6, Petra Stampalija 6, Dora Horti 6, Joanna Czarnecka 6, Paulina Pawlak 5.
PTK: Monika Jasnowska 18, Katarzyna Salska 11, Marta Błaszczyk 5, Justyna Okulska 3, Joanna Rozwandowicz 3, Agata Gajda 2, Anna Krajewska 2, Joanna Szałecka 0, Renata Piestrzyńska 0, Joanna Bogacka 0.