Michał Fałkowski: Na pewno przychodził pan do Włocławka z jakimiś oczekiwaniami. Czy po dwóch tygodniach pracy rzeczywistość mocno zweryfikowała pana poglądy?
Milija Bogicević: Tak naprawdę moja ocena zespołu jest pozytywna, ale niewiele zdążyłem tutaj zmienić. Nadal przed nami wiele pracy, bo zmieniamy swój styl i system gry. Ten cały proces z pewnością nie będzie łatwy dla moich zawodników, ale mam nadzieję, że wytrzymają z motywacją. Często bowiem to koszykarzom nie starcza cierpliwości, załamują się, zniechęcają się, brakuje im motywacji. Ja muszę panować by poziom ich determinacji nie zmieniał się.
Niech pan nie przesadza. Przed pana przyjściem Anwil miał bilans 1-4, obecnie 3-4…
- Bilans to nie wszystko. Widoczny jest problem w naszej grze, gdy trzeba dokonać kilku zmian i z parkietu schodzą starterzy. Niestety nie ma wówczas zachowanego rytmu gry, brakuje trochę stabilności. W meczu z Jeziorem szybko straciliśmy osiem punktów przewagi, gdy na parkiecie grała praktycznie druga piątka. Jestem jednak zdania, i moi gracze to wiedzą, że nie wszyscy po tym meczu mogli spojrzeć w lustro z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku.
Dużo trener zmienia po poprzednim trenerze?
- Ja przede wszystkim staram uprościć naszą grę, ale przyznam, że chcę sporo zmienić. Będę starał się dopasować taktykę najlepszą do tych zawodników, ale muszę robić wszystko krok po kroku, bo to nie jest pre-season i zbyt mocna zmiana systemu gry w trakcie rozgrywek tylko odbiłaby się na nas niekorzystnie. W tym miejscu niezbędna jest właśnie motywacja graczy, o której mówiłem wcześniej.
Dwa mecze pod pana wodzą Anwil wygrał. Czy tylko dlatego, że nowy trener to zawsze nowy impuls dla zespołu?
- Na pewno po części tak. Niemniej jednak Anwil to w ogóle jest całkowicie nowy zespół, więc bardzo istotne jest by ci zawodnicy dogadali się ze sobą nie tylko jako zawodnicy, ale też jako ludzie. A to nie jest taka prosta sprawa. Zespół potrzebuje czasu by dojrzeć, to tak jak w małżeństwie, gdzie na początku widać tylko dobre strony, a po jakimś czasie wychodzą wszelkie przywary. Trzeba się dotrzeć i może moje przyjście akurat zbiegło się z tym, że drużyna właśnie zaczyna się docierać.
Skomentuje pan pracę poprzedniego trenera? To, że Anwil może wygrywać właśnie pan udowadnia, czego zatem brakowało poprzedniemu szkoleniowcowi?
- Myślę, że trener Adomaitis miał dobry pomysł na ten zespół, bo ja przychodząc do Włocławka, zastałem drużynę przede wszystkim z potencjałem do gry w obronie. Problemem wydawał mi się atak i sądzę, że tutaj gdzieś doszło do pomyłki. Pojawił się jakiś błąd, który zmienił się po kilku meczach w problem braku zaufania wobec niektórych koszykarzy. A gdy zawodnik czuje, że nie ma wsparcia od swojego trenera, po prostu zaczyna grać bojaźliwie i często słabo.
Wszyscy zawodnicy, z którymi rozmawiałem, powtarzają, że przede wszystkim trener zmienił atmosferę w zespole. Ma pan jakąś receptę na uzdrawianie?
- Recepty nikt nie ma. Zawodnicy po prostu muszą czuć zaufanie z mojej strony i ja staram się by poziom tego zaufania nie spadał. Trzeba pamiętać, że każdy gracz ma krótką pamięć: jak go pochwalisz na jednym treningu, a na drugim opieprzysz, to może pomyśleć, że już nie masz do niego zaufania, a to nie tak. Ponadto, na zawodników trzeba ciągle wywierać pozytywną presję poprzez przypominanie im ich dobrych meczów, pokazywanie, że mogą grać jeszcze lepiej.
I to zaufanie ze strony trenera nigdy nie maleje?
- Oczywiście, że nie! Wszystko jest dobrze, dopóki zawodnik ma chęć i energię do gry w obronie, którą potem może przełożyć na atak, a ponadto chce pracować nad sobą tak, aby ciągle notować progres i tym samym wpływać korzystnie na rywalizację o miejsce w zespole. Jeśli tego zaczyna brakować, to wtedy zaufanie spada. Zawodnik przede wszystkim musi chcieć, bo jeśli tej chęci nie ma, to tak naprawdę nic nie da się zrobić.
Czy ktoś już nadwyrężył to zaufanie? Planuje pan jakieś zmiany?
- Przede wszystkim budżet klubu nie pozwala nam na razie na żadne ruchy. Powiem jednak tak, że budżetem klubu można operować, gdy zawodnicy zaczynają nie spełniać pokładanych w nich nadziei. Ja na pewno nie pozwolę, by zawodnicy czuli się nietykalni. Nie ma takich osób w drużynie - jeśli ktoś obniży loty i straci moje zaufanie, będziemy reagować. Nie mówię zmieniać, ale reagować. Czasami może wystarczyć rozmowa, a czasami nie…
Jesteście w trakcie serii kilku bardzo trudnych meczów w lidze, przeplatanej dwoma spotkaniami pucharowymi. To z pewnością będzie utrudniało pana pracę nad zmianą systemu gry?
- Ja wiem jakie jest minimum tego zespołu, o które zawsze mogę być spokojny, że zostanie zrealizowane. Dlatego nie boję się spotkań, które nas czekają, ale nie ma też co ukrywać, będzie to bardzo trudna seria, bo rzeczywiście, przechodzimy trudny okres. Zostawiamy bowiem nieco z boku system, którym zespół grał w poprzednich kilku tygodniach, a nie znamy jeszcze tego, którym będziemy grać za jakiś czas. Dlatego bardzo ważne jest to, o czym mówiłem przed chwilą – wymagam od drużyny maksimum koncentracji w tym okresie, w którym treningów będzie siłą rzeczy mniej.
W niedzielę zagracie w Gdyni, czeka was mecz ligowy z mistrzem Polski. Można przygotować się dobrze na to spotkanie biorąc pod uwagę, że w środę graliście w pucharze?
- Wbrew pozorom: tak. Przygotowując się bowiem do meczu ze Startem Gdynia, przygotowywaliśmy się również niejako już do meczu z mistrzem Polski, Asseco Prokomem Gdynia. Te dwa zespoły mają bardzo podobny system gry - grają agresywną defensywą, zmieniającą krycie każdy swego w strefę i odwrotnie, stosują zonę-press, podwajanie pod koszem i inne podobne elementy. Oczywiście, różnią się wykonawcami, o tym akurat nie trzeba nikogo przekonywać. Czy jednak będziemy się nad tym zastanawiać? W naszej sytuacji naprawdę każde zwycięstwo buduje ten zespół od środka, więc nie ma meczów mniej i bardziej istotnych.
Jeśli ktoś straci moje zaufanie, będziemy reagować - wywiad z Miliją Bogiceviciem, trenerem Anwilu Włocławek
- Jeśli ktoś obniży loty i straci moje zaufanie, będziemy reagować - mówi w wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl, nowy trener Anwilu Włocławek, Serb Milija Bogicević.