Karol Wasiek: Byłeś zadowolony z tego, że Żan Tabak opuścił zespół Trefla Sopot?
Mateusz Jarmakowicz: Na pewno praca z takim szkoleniowcem przynosi bardzo dużo korzyści, ale w koszykówce chodzi oto, żeby grać jak najwięcej na parkiecie. W tym momencie próbuje uzyskać zaufanie trenera Mariusza Niedbalskiego, który został naszym nowym trenerem. Zrobię wszystko, co w mojej mocy. We wtorkowym spotkaniu przeciwko Galatasaray Stambuł dostałem ponad 15 minut w EuroCupie, więc cieszę się z tego. Mam nadzieję, że będę grywał teraz częściej. Puchary się kończą i teraz w pełni koncentrujemy się na lidze. Na pewno jest duża rotacja pod koszem. Wiem, że trener Niedbalski został postawiony przed bardzo trudnym zadaniem.
Miałeś takie poczucie, że bardzo mocno trenowałeś na treningu, a mimo to trener nie dawał ci szansy na pokazanie swoich umiejętności podczas spotkań?
- Wydaję mi się, że tak. Praca na treningach była dobra, dawałem z siebie wszystko. Pracowałem nad swoją formą. Na początku sezonu grałem ponad 15 minut, miałem w miarę dobre mecze. Została zwiększona rotacja zawodników, bo przyjechał Kurt Looby. U trener Tabaka na początku grałem, a później już zupełnie nie.
Prowadziłeś jakieś rozmowy z trenerem Tabakiem na temat swojej roli w zespole?
- Tak, były prowadzone rozmowy. Byłem cały czas w gotowości, ale wtedy po prostu do gry musiał wejść Kurt. To on dostawał minuty, gdyż potrzebowaliśmy zawodnika na pozycję numer pięć, a ja jestem graczem pasującym bardziej na pozycję silnego skrzydłowego.
To były chyba dla ciebie trudne momenty, bo wiedziałeś, że ciężko trenujesz, a minut na parkiecie było coraz mniej.
- Na pewno jest ciężka sytuacja. Trzeba jednak pozostawać twardym, nie wszystko idzie po naszej myśli. Jednakże to wyrabia u mnie mocniejszą psychikę i na pewno motywuje do cięższej pracy.
Co sobie myślałeś jak cały mecz przesiadywałeś na ławce?
- Dużo myśli pojawiało się w mojej głowie. Staram się myśleć o sobie, nie staram się myśleć o trenerze, osobach z zewnątrz. Chcę robić moją pracę najlepiej, najrzetelniej, jak tylko potrafię. Wiara jest najważniejsza. Sezon jest długi, tych meczów jest naprawdę sporo i zawodnicy podkoszowi są zmęczeni. Czekam na swoją szansę.
A czego generalnie spodziewałeś się po Treflu Sopot? W Koszalinie grałeś około 20 minut w meczu. Byłeś graczem zadaniowym, ale w niektórych meczach pokazałeś, że w tej roli potrafisz się znakomicie odnaleźć.
- No tak. Generalnie grałem tam ponad 20 minut i pełniłem też rolę obronną. Przychodząc do Sopotu to nasz dyrektor sportowy - Tomasz Kwiatkowski powiedział mi, że po prostu mam być zmiennikiem na pozycji numer cztery. W międzyczasie Śląsk Wrocław nie przystąpił do rozgrywek i nasz klub sięgnął po Marcina Stefańskiego. Zwiększyła się konkurencja na pozycjach 4-5. Być może trener Tabak upatrywał większego doświadczenia w meczach u Marcina Stefańskiego, ciężko jest mi to określić. Spodziewałem się, że będę zmiennikiem, który musi solidnie popracować w obronie, powalczyć na deskach, trafić coś z otwartej pozycji. Jestem jeszcze młodym zawodnikiem, więc cały czas zyskuję tę pewność siebie na boisku.
Tabak to był taki trener, u którego byś się dużo nauczył?
- Na pewno. Wniósł nową myśl szkoleniową do polskiej koszykówki - agresywna gra na całym parkiecie, odcinanie od piłki. Jego gra bazowała na energii, więc mi to pasowało.
Teraz mamy nowe rozdanie, bo stery przejął trener Niedbalski. Czego się spodziewasz po tym trenerze?
- Widzę, że chce żebym grał. Szuka dla mnie miejsca, próbuje mnie teraz wpasować w system. Nie ukrywajmy, ale trener Tabak po prostu posadził mnie na ławce na parę meczów i teraz trener Niedbalski próbuje mnie wkomponować w zespół na nowo.
Twoim pierwszym takim zadaniem jest odbudować formę oraz zyskać pewność siebie na boisku.
- Tak. Każdy gracz, który nie grał przez parę meczów, to musi pokazać trenerowi, że warto na niego postawić.
Te czasy, w których byłeś w Realu Madryt, czy Benettonie Treviso to one teraz procentują? Jakie wnioski wyniosłeś po pobycie w tamtych zespołach?
- To były drużyny euroligowe, jedne z najlepszych w Europie. Nawet same treningi, spojrzenie na koszykówkę było bardzo profesjonalne, więc na pewno wpłynęło to na moją etykę koszykarską. Mogłem doglądać najlepszych zawodników w Europie, jak oni pracują, uczyć się od nich. Myślę, że były bardzo dobre lata dla mnie. Czasami w życiu się układa, tak jak się układa. Miałem też jakąś kontuzję, później trafiłem do zespołu ze Zgorzelca, w którym to trener nie widział dla mnie minut w rotacji. Staram się odbudować i po prostu grać w koszykówkę, bo to kocham.
Twoja rola teraz może ulec zwiększeniu, po tym jak Filip Dylewicz opuściłby zespół i przeniósłby się do Stelmetu Zielona Góra.
- Wiem, że to nie przynosi nic dobrego drużynie, gdyż jest dużo szumu wokół tego.
Jesteś gotowy go zastąpić?
- Jestem gotowy, gdyż ciężko pracuję i po prostu chce pokazać, że umiem grać koszykówkę.
We wtorek udowodniłeś, że jesteś w stanie prowadzić wyrównaną walkę z graczami, którzy są uważani za jednych z lepszych w Europie.
- Ja tak naprawdę przesiedziałem w karierze sezon, czy dwa na ławce. To wytworzyło we mnie bardzo dużą chęć pokazania, że umiem grać w koszykówkę.