Fantastyczny zryw mistrza - relacja z meczu Wisła Can - Pack Kraków - Tarsus Belediye Spor
Emocji w środowy wieczór pod Wawelem nie brakowało. Gospodynie były już w bardzo złym położeniu, ale nagła odmiana w trzeciej kwarcie pozwoliła im przechylić szalę zwycięstwa
Początek spotkania był dość niemrawy. Oba zespoły bardziej chciały wybadać swoje atuty i nie ryzykowały jakichś huraganowych zrywów. W szeregach gospodyń dobrze spisywała się Dora Horti. Węgierka, widząc, że Tina Charles jest mocno pilnowana przejęła ciężar zdobywania punktów, co wyraźnie ją podbudowało. Turczynki jednak nie pozostawały dłużne. Skuteczne rzuty z dystansu Shay Doron oraz nieobliczalnej Danielle Robinson sprawiły, iż w połowie kwarty wygrywały 8:6. Kłopotów miejscowym przysparzała zwłaszcza ta pierwsza. Poza nadawaniem tempa akcjom świetnie wynajdywała dla siebie czyste pozycje, wobec czego jej powstrzymanie wydawało się wówczas priorytetem. Między innymi z tego powodu też trener Jose Ignacio Hernandez poprosił o czas, bo sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli.
Szczegółowe instrukcje w pewnym stopniu pomogły Wiśle. Przebudziła się wspominana Charles, która wcześniej pozostawała w cieniu koleżanek. Amerykanka trafiła między innymi równo z końcem kwarty, niwelując jednocześnie większość strat.
Po długiej pauzie zrobiło się jeszcze mniej optymistycznie. Podopieczne trener Erdal Yegin podkręciły śrubę i dowodzone przez świetnie dysponowaną Doron pędziły naprzód, zupełnie nic nie robiąc sobie z obecności teamu spod Wawelu. Ten ostatni przede wszystkim nie dawał rady ich zatrzymać, a także za rzadko umieszczał piłkę w obręczy. Ta droga po prostu nie mogła zagwarantować czegokolwiek.
Wielka metamorfoza złotego medalisty FGE nastąpiła około trzy minuty przed decydującą batalią. Zdając sobie sprawę z powagi starcia wykrzesał resztki sił i systematycznie zmniejszał dystans do oponenta. Słowa pochwały należało skierować pod adresem Beard, która "wystrzeliła" i praktycznie w pojedynkę ciągnęła całą ofensywę krakowianek. Odwaga połączona z zaangażowaniem 30-latki pozwoliły dogonić Tarsus, więc kwestia zwycięstwa pozostawała otwarta!
Ostatnie dziesięć minut cechowało się zgodnie z przypuszczeniami ogromnymi emocjami. Oprócz wspominanych już postaci sporo kolektywowi dawała Justyna Żurowska. Fakt, marnowała też dogodne okazje, ale ogólnie pokazała się z tej lepszej perspektywy. Mówiąc z kolei o formacjach ewidentna poprawa nastała w obronie. Rywal miał znacznie trudniejsze zadanie pod tablicą przeciwnika, a ogólny wynik zwiększał w zasadzie tylko rzutami osobistymi.
Zupełnie inaczej sprawa wyglądała u gospodyń. Te rozkręcały się z każdą chwilą i niespełna dwie minuty przed finiszem prowadziły 74:69. Tradycyjnie największy spokój wobec wszechobecnych nerwów zachowała Charles, kończąc skrupulatnie ułożone zagrywki z zimną krwią. Wtórowała jej Cristina Ouvina. Hiszpanka specjalnie nie rwała się przed szereg jeśli chodzi o rzuty, lecz zanotowała choćby niezwykle istotny przechwyt czym zapoczątkowała jedną z kontr, która dopełniła sukcesu.
Prawdę powiedziawszy przyjezdne walczyły nieustępliwie i nawet mogły zdobyć pełną pulę. Jednak chybiły tuż przed zakończeniem rywalizacji.
Wisła Can Pack Kraków - Tarsus Belediyesi 74:73 (16:18, 19:25, 22:16, 17:14)
Wisła Can Pack: Tina Charles 27 (16 zb), Alana Beard 14, Anke DeMondt 9, Dora Horti 9, Justyna Żurowska 8, Katarzyna Krężel 3, Paulina Pawlak 2, Cristina Ouvina 2.
Tarsus: Shay Doron 22, Danielle Robinson 15, Melisa Can 14 (12 zb), Delisha Milton-Jones 13, Dila Askin 4, Deniz Colakoglu 3, Liene Jansone 2, Melike Talaslioglu 0.