Trefl Sopot potrzebował pewnego złamania schematu w pojedynku z Anwilem Włocławek i owe złamanie zostało dokonane rękoma chorwackiego środkowego Sime Spralji. Skuteczny był oczywiście Filip Dylewicz, a ważne trafienia zaliczał Adam Waczyński, lecz to Chorwat zdobywał punkty, dzięki którym sopocianie wypracowywali sobie kilka lub kilkanaście oczek przewagi.
- Wiedzieliśmy przed meczem, że Spralja potrafi rzucić z daleka, ale jego skuteczność zaskoczyła chyba nawet jego samego. Trzeba mu jednak pogratulować, bo zagrał bardzo skutecznie - powiedział po meczu Seid Hajrić.
Tym samym już do przerwy koszykarze znad morza prowadzili 46:33 i wydawało się, że sukces jest bardzo blisko. Tymczasem włocławianie zagrali świetnie w trzeciej kwarcie i przed decydującą odsłoną mieli tylko trzy oczka straty do rywala (57:60).
[i]
- Po wyjściu z szatni całkowicie źle reagowaliśmy na wydarzenia na parkiecie, pozwalając rywalom na zdobywanie łatwych punktów, m.in. zza łuku. I nagle z piętnastopunktowego prowadzenia zrobiły się nagle trzy punkty, mecz właściwie zaczął się od nowa[/i] - tłumaczył Spralja.
Chwila nieuwagi włocławian wystarczyła jednak by już na samym początku ostatniej odsłony marzenia Anwilu o awansie do Final Four Pucharu Polski prysły jak bańka mydlana. Trefl zdobył kilka punktów z rzędu, a gdy ponownie uaktywnił się Spralja (siedem z 24 oczek w ostatniej kwarcie), goście objęli prowadzenie 77:63 i stało się jasne, że tego meczu nie przegrają.
- Ostatecznie jednak udało się wygrać z czego się bardzo cieszę. Takie momenty, jak ten, który przydarzył się nam w trzeciej kwarcie, to szczególnie istotna sytuacja, na którą trzeba uważać. W ciągu kilku minut można stracić to, na co pracowało się wcześniej, dlatego nie możemy popełnić takich błędów w kolejnych spotkaniach. Tym bardziej, jeśli chcemy zagrać w finale Pucharu Polski - dodał chorwacki zawodnik.