Początek spotkania był bardzo szybki, aczkolwiek nie przekładało się to na efektywność. Wiślaczki często znajdowały pozycje na połowie przeciwnika, lecz do pewnego momentu każdą próbę marnowały. Rywalki również nie imponowały, choć to one po trzech minutach prowadziły 5:0. We znaki dawała się ta sama zawodniczka co we wtorkowy wieczór, czyli Styliani Kaltsidou. 30-latka fantastycznie przymierzyła z ósmego metra, pokazując że nie obawia się miejscowych.
Te ostatnie swój bilans otworzyły dopiero w szóstej minucie. Spod kosza nie pomyliła się Tina Charles, notabene zaciekle pilnowana przez rywalki. Jednak jej wyczyn stanowił zaledwie kroplę w morzu potrzeb całego kolektywu, gdyż wynik brzmiał 4:13. Analogia odnośnie wcześniejszego pojedynku nasuwała się sama.
Podopieczne Jose Ignacio Hernandeza miały problem zwłaszcza przy kryciu obwodowych. Bourges często posiłkowało się właśnie tym sposobem rozegrania akcji i uzyskiwało pożądane rezultaty.
W drugiej odsłonie nie zaszło wiele zmian. Francuzki nadal kontrolowały boiskowe wydarzenia choć musiały poczuć nieco większy opór Białej Gwiazdy, która zdała sobie sprawę, że cokolwiek ugrać może głównie dzięki tylnej formacji. Ofensywa bowiem pozostawała ogromną bolączką, a brakowało przede wszystkim wszechstronności. Najlepszym poparciem tych słów był fakt, iż w pewnej chwili z piętnastu "oczek" drużyny aż dwanaście uzyskała Charles. Wesprzeć ją próbowała Dora Horti, lecz Węgierka zwykle pudłowała. Podobnie Anke De Mondt. Ku zmartwieniu większości kibiców w końcówce połowy z półdystansu "strzeliła" Kaltsidou i to przyjezdne spokojniej spędziły długą przerwę wygrywając 18:28.
Po zmianie stron dodatkowo na znaczeniu zyskała obrona, dlatego obserwowano głównie fizyczną walkę. W takiej rzeczywistości lepiej odnalazła się ekipa z zachodu Europy, która w całym zamieszaniu umiała zaskoczyć oponenta i powoli, lecz systematycznie kroczyła ku zwycięstwu. Co istotne nie opierała poczynań o konkretną zawodniczkę, tylko dopasowywała formę taktyki pod dane okoliczności. Dużo pożytecznej pracy wykonywała Emmeline Ndongue. W rozegraniu natomiast szalała Celine Dumerc. Najlepsza koszykarka 2012 roku według FIBA regulowała tempo i celnie dogrywała koleżankom, a Endene Miyem trafiała z półdystansu. Efektem tego na tablicy świetlnej widniał rezultat 27:37 i miejscowe znajdowały się w niezbyt korzystnym położeniu biorąc pod uwagę, że nadchodziła decydująca batalia.
Ostatnie 10 minut upłynęło ciut niespodziewanie pod znakiem ogromnych emocji, ponieważ pokłady energii wykrzesała Charles, właściwie w pojedynkę niwelując dużą część strat i jednocześnie wlewając w serca kibiców nadzieje na sukces. Zresztą dystans pomiędzy oboma klubami wynosił zaledwie cztery punkty! Amerykanka przechodziła po prostu wszelkie oczekiwania. Wydawało się, że chce w pojedynkę rozstrzygnąć losy rywalizacji, nie myśląc o jakichkolwiek niesprzyjających okolicznościach. Tyle, że jednostka przeciw stosunkowo sprawnie funkcjonującemu kolektywowi w dłuższej perspektywie nie jest w stanie zapewniać profitów. Trud MVP sezonu zasadniczego ligi WNBA zniweczyła finalnie Kaltsidou popisując się akcją "2+1". Greczynka praktycznie przesądziła o triumfie, dzięki czemu stan zmagań został wyrównany i konieczne będzie odbycie trzeciej batalii.
Wisła Can Pack Kraków - Bourges Basket 38:50 (6:21, 12:7, 9:9, 11:13)
Wisła Can Pack: Tina Charles 28 (15 zb), Daria Mieloszyńska-Zwolak 3, Anke DeMondt 2, Paulina Pawlak 2, Dora Horti 2, Justyna Żurowska 1, Katarzyna Krężel 0.
Bourges: Endene Miyem 11, Styliani Kaltsidou 11, Marissa Coleman 10 (12 zb), Emmeline Ndongue 8, Celine Dumerc 3, Paulina Krawczyk 3, Stephany Skrba 2, Christelle Diallo 2, Romane Bernies 0.
stan rywalizacji: 1:1, rywalizacja toczy się do dwóch zwycięstw