Jest moda na Trefla w Trójmieście - rozmowa z Marcinem Kiciorem, wiceprezesem Trefla Sopot

- Można powiedzieć brutalnie, że w dzisiejszych czasach trzeba walczyć o kibica. Działania, które wykonujemy mają na celu to, żeby ta frekwencja była jak najwyższa - mówi Marcin Kicior.

Karol Wasiek
Karol Wasiek

Karol Wasiek: Ostatnio mówił pan, że frekwencja na meczach wszystkich drużyn z Trójmiasta ma tendencję spadkową. Potrafi pan wskazać jakieś przyczyny takiego stanu rzeczy?

Marcin Kicior: Tendencja jest spadkowa jeśli chodzi o różne dyscypliny sportu, nie tylko mecze koszykówki. Nie liczę tutaj takich imprez jednorazowych, jak sobotnia walka bokserska w Ergo Arenie, gdzie faktycznie była pełna hala. Jeśli chodzi o imprezy cykliczne to niestety całym kraju mamy do czynienia ze spadkiem tej frekwencji. Jedną z przyczyn jest na pewno kryzys ekonomiczny. Drugi powód w naszym przypadku to tzw. "efekt nowości" nowej hali - Ergo Areny. W pierwszym i drugim sezonie ta frekwencja bardzo mocno poszła do góry z racji tego, że wszyscy oprócz meczów, byli też ciekawi obejrzeniem tego nowego obiektu. Później w miarę upływu tego czasu widz przyzwyczaja się do obiektu i "efekt nowości" zaczyna spadać. Trzeba robić wszystko, żeby uatrakcyjniać i urozmaicać swoją ofertę, tak, aby kibica jak najbardziej zainteresować. Musimy działać według wzoru najlepszej ligi świata - NBA, gdzie kibic nie ma nawet chwili na to, żeby przy umiarkowanych emocjach sportowych odczuwać nudę. Chcemy, żeby nasza oferta docierała do jak największego grona osób, całych rodzin i wzbudziła ich zainteresowanie, a nie tylko i wyłącznie wiernych fanów.

Czy w klubie były przeprowadzane jakieś badania dotyczące "profilu kibica"?

- Tak, robiliśmy takie badania i jesteśmy w posiadaniu informacji dotyczących profilu kibica. Wiemy, kto w głównej mierze przychodzi na mecze Trefla Sopot, ale jak już wspomniałem, staramy się też wyjść poza tę grupę. Profil kibica jest dzielony procentowo. Większość, czyli tzw. "target" jest głównym odbiorcą zainteresowanym koszykówką, ale są też mniejsi odbiorcy, którzy są dla nas równie ważni. Nasze działania polegają na tym, żeby zachować obecnych kibiców oraz aktywować i zwiększyć procent osób, który jest obecnie w mniejszości. Musimy wychodzić z pozytywnymi emocjami, hasłami, że nasze imprezy są bardzo bezpieczne, atrakcyjne, skierowane do całych rodzin. Trzeba jednak pamiętać o tym, że w Trójmieście mamy bardzo bogatą ofertę sportową, ale także kulturalną, rozrywkową. Jest dużo drużyn sportowych, mamy piłkę nożną, ręczną, siatkówkę, żużel, rugby, czy wreszcie koszykówkę. Patrząc na tę ostatnią dyscyplinę to w Trójmieście mamy aż cztery zespoły. Można powiedzieć brutalnie, że w dzisiejszych czasach trzeba walczyć o kibica. Działania, które wykonujemy mają na celu to, żeby ta frekwencja była jak najwyższa. Dodatkowym czynnikiem motywującym są nagrody od Polskiej Ligi Koszykówki. Jeżeli w sezonie uzyskamy średnią powyżej 2 tysięcy widzów na mecz to otrzymamy 35 tysięcy złotych premii, w przypadku średnią powyżej 4 tysięcy liga wypłaca już 50 tysięcy złotych. W zeszłym sezonie udało się nam uzyskać frekwencję powyżej 4 tysięcy. Otrzymaną nagrodę przeznaczyliśmy miedzy innymi na działania marketingowe i oprawę meczów.

A jaka dokładnie była ta frekwencja w poprzednim sezonie?

- Byliśmy drugim klubem po Zielonej Górze jeśli chodzi o frekwencję, ale trzeba zwrócić uwagę na to, że graliśmy dwa mecze w Hali 100-lecia w Sopocie. Jeżeli policzymy naszą frekwencję w samej w Ergo Arenie, to mieliśmy średnią 4300 osób. Do tego będziemy dążyć w tym sezonie. Chcielibyśmy, żeby było jak najwięcej takich meczów jak ostatnie derby, ponieważ one w znacznym stopniu podwyższają ten wynik. Oczywiście staramy się robić różne promocje na mecze z mniej atrakcyjnymi rywalami, lub organizowane w mniej atrakcyjnych terminach. Chcemy przekonać kibiców że warto przychodzić na nasze mecze, bo dzieje się na nich coś więcej niż tylko koszykówka. Już od następnej fazy rozgrywek ruszamy z niezwykle ciekawą kampanią reklamową zespołu, przygotowaną przez nasz bardzo kreatywny dział marketingu. Zobaczymy w niej zawodników Trefla w nowych bardzo ciekawych wcieleniach. Liczę, że kampania także wpłynie na wzrost frekwencji.

A nie jest tak, że jesteśmy troszkę "zakładnikami własnego systemu"?

- Z jednego punktu widzenia z pewnością byłoby lepiej, gdy tych drużyn było może mniej, ale silniejszych, lepszych jakościowo. Spójrzmy na Słupsk, tam jest inna sytuacja. Jest jedna drużyna na poziomie ekstraklasy i tam hala jest praktycznie pełna na każdym meczu. Nie jest to hala, która może pomieścić 4 tysiące kibiców, ale około 2,5 tysiąca. Tam na meczach zawsze jest dużo ludzi, ale też cała oferta "rozrywkowa" w mieście jest uboższa niż w Trójmieście. U nas kibic ma zdecydowanie większy wybór i można tak kolokwialnie powiedzieć, że zaczyna czasem wybrzydzać z powodu ilości dostępnych imprez. Warto też podkreślić, że dużo meczów jest transmitowanych w telewizji, dochodzą także relacje i transmisje w internecie. No i jest odczuwalny kryzys finansowy, który powoduje, że ludzie generalnie mniej pieniędzy przeznaczają na rozrywkę. To wszystko składa się na to, że mamy tendencję spadkową. Naszym zadaniem jest tak przygotować ofertę, żeby przy dużym wyborze atrakcyjnych imprez kibic wybrał właśnie mecz Trefla Sopot.

Jest jeszcze moda w Trójmieście na koszykówkę i Trefla Sopot?

- Myślę, że tak. Obserwując to, co dzieje się w innych częściach Polski można zauważyć, że są drużyny, które cieszą się dużym zainteresowaniem. Jest bardzo dobra atmosfera w Zielonej Górze, we Włocławku, w Słupsku, a także w Sopocie. Mogę powiedzieć, że te imprezy są organizowane na wysokim poziomie i kibic, który tu przychodzi jest zadowolony. Całe działanie klubu polega na tym, żeby utrzymać kibica, który tutaj już jest, a także zachęcić do przyjścia do hali nowego. Tutaj nieoceniona jest współpraca z klubem kibica, z którym się spotykamy i wspólnie szukamy ciekawych pomysłów. Takie spotkanie miało miejsce chociażby w poniedziałek przed derbami . Na pewno nie jest już to taka moda na koszykówkę jak wtedy, kiedy NBA wchodziło na polski rynek, głównie za pośrednictwem polskiej telewizji. Wówczas był wielki boom na koszykówkę. Mam nadzieję, że to jednak wróci. Jak już wspominałem, należy wychodzić z jak najlepszą, jak najszerszą ofertą do ludzi, cały czas trzeba się rozwijać. Klub to nie jest tylko mecz pierwszego zespołu, ale to są rezerwy, to jest szkolenie młodzieży, organizacja imprez cyklicznych, nie tylko stricte koszykarskich.

Mówi się czasem w mediach, że Ergo Arena jest problemem Trefla Sopot, ponieważ trudno jest zorganizować atmosferę, która "zapierałby dech w piersiach". Zgodzi się pan z takim stwierdzeniem?

- To jest na pewno jakiś problem. Oczywiście każdy życzyłby sobie takiej atmosfery, jak na ostatnim spotkaniu derbowym, czy podczas zeszłorocznych finałów. Do tego będziemy zmierzali. Jeżeli na meczu w Ergo Arenie jest 2 lub 3 tysiące ludzi, to efekt nie może być taki sam, jak wtedy gdy są pełne trybuny. Atmosfery są wówczas zgoła odmienne. Z drugiej strony na meczu z Anwilem Włocławek było 4 tysiące kibiców i ta atmosfera była naprawdę bardzo dobra. Doping stał na dobrym poziomie. W Ergo Arenie jest bardzo dobra akustyka. Hala jest tak zbudowana, że wystarczy ją wypełnić w 50% i ona akustycznie spisuje się jak typowa hala koszykarska. Na zbudowanie odpowiedniej gorącej atmosfery na meczu składają się różne czynniki. Na ten temat rozmawialiśmy także z kibicami i z koszykarzami na naszym ostatnim spotkaniu.

Nie rozczarowała pana nieco frekwencja na meczach Trefla Sopot w rozgrywkach EuroCupu?

- Spójrzmy na to, że w tej hali rozgrywane były także mecze Euroligi. To też był nieco ryzykowny zabieg, bo Asseco Prokom Gdynia nie gra na co dzień Ergo Arena, ale klub ten został do tego zmuszony przepisami euroligowymi. Trzeba sobie powiedzieć, że w obu przypadkach frekwencja była niezbyt zadowalająca. Z czego to wynikało? Po pierwsze, Asseco pod względem sportowym nie było skazane na jakiś sukces. Podobnie było z nami. My wylosowaliśmy bardzo atrakcyjnych przeciwników, ale mieliśmy małe szanse na awans do kolejnej rundy. Na pierwszym meczu z Galatasaray było ponad 4 tysiące widzów. Ludzie zobaczyli zespół z bardzo wysokiej półki, kawał dobrej koszykówki. Niestety w pozostałych meczach ta frekwencja była już mniejsza, bo nasze wyniki sportowe nie sprzyjały przyciąganiu widzów. Po drugie, te mecze rozgrywane były w środku tygodnia i o późnej porze, mecze weekendowe cieszą się dużo większa popularnością.

Z punktu widzenia biznesowego granie w EuroCupie jest opłacalne?

- Na pewno opłacalne pod kątem prestiżu i działań medialnych. Dla naszych sponsorów taka rywalizacja w Europie jest cenna. To wiąże się jednak z wydatkami. Musieliśmy ponieść koszty podróży zagranicznych, przyjęcia zespołów przyjezdnych, organizacji meczów wg. standardów euroligowych. To była na pewno znacząca pozycja w naszym budżecie. Czy jest opłacalne? Z czasem się o tym przekonamy . My pokazaliśmy potencjał naszego klubu. Otrzymaliśmy bardzo pochlebne recenzje za organizację imprez. Myślę, że jest to nasza inwestycja w przyszłość. W tym sezonie być może odczuliśmy to finansowo w budżecie, ale pod kątem marketingowym jest to na pewno zysk.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×