WKS Śląsk Wrocław grał w obronie dość nierówno, miewał także zastoje w ataku i na kilka minut przed końcem przegrywał aż siedmioma punktami. Wydawało się, że jest po meczu, ale gospodarze zdobyli 8 ostatnich punktów i rzutem na taśmę pokonali PBS Bank Efir Energy MOSiR Krosno 75:74. Bohaterem końcówki meczu był Michał Gabiński, który dobił rzut Pawła Kikowskiego tuż przed końcową syreną. Ta akcja okazała się rozstrzygająca, bo goście nie byli już w stanie odpowiedzieć.
- Przede wszystkim najważniejsze zagranie miało miejsce w obronie, gdy "Kiko" (Paweł Kikowski, przyp. BB), przechwycił piłkę. Potem zastanawialiśmy się, chociaż trzeba było myśleć bardzo szybko, czy zagrać akcję jeden na jednego, czy też pick-n-roll. Decyzja okazała się dobra, bo Kiko zagrał jeden na jeden, a ja dzięki temu, że pobiegłem na zasłonę mogłem zająć lepszą pozycję do zbiórki w ataku. Potem po prostu piłka wpadła w moje ręce i ją dobiłem. Cieszyłem się podwójnie, bo zrehabilitowałem się w jakiś sposób za niecelny rzut ze Szczecina - tłumaczył portalowi SportoweFakty.pl zawodnik.
W pojedynku z Krosnem, po dobitce Michała Gabińskiego, goście dysponowali jeszcze przerwą na żądanie, w czasie której planowali, w jaki sposób zdobyć punkty w ostatnich dziesiątych częściach sekundy. Wojskowym było to oczywiście nie na rękę - Jeżeli chodzi o to ostatnie zagranie, zdawaliśmy sobie sprawę jakie są warunki na hali, jak to mniej więcej wygląda. Jako najwyższy zawodnik miałem za zadanie przeszkadzać zawodnikowi drużyny przeciwnej w wybiciu piłki zza linii bocznej. Doszło tam do małego spięcia w tej sytuacji. Tak to czasami jest, kiedy bardzo chce się wygrać. Mam nadzieję, że zarówno ja, jak i Rafał Glapiński nie mamy do siebie pretensji. Sędzia, żeby uspokoić sytuację rozdał po jednym przewinieniu technicznym - dodał Michał Gabiński.
Poza kluczową dobitką, podkoszowy Śląska był najlepszym strzelcem swojego zespołu. Zdobył 21 punktów i zebrał 7 piłek.
Fantastycznie położony akcent.
Dziękuję Wam obu za to Ansley'owe "N Czytaj całość