Drugim strzelcem Stelmetu Zielona Góra okazał się Oliver Stević w meczu z Anwilem Włocławek. Serbski podkoszowy już w pierwszej połowie miał na swoim koncie 11 punktów, a po zmianie stron dodał jeszcze siedem oczek. Punkty zakłamują jednak nieco prawdziwy obraz 29-letniego gracza, bowiem w całym meczu zebrał tylko trzy piłki i razem z Dejanem Borovnjakiem miał wielkie problemy przeciw Seidowi Hajriciowi.
- Wiem, jak zagrałem, zdaję sobie z tego sprawę i nie mogę być zadowolony. Trener i moi koledzy wymagają ode mnie przede wszystkim zbiórek i z tego zadania kompletnie się nie wywiązałem. Na pewno nie mogę po tym meczu spojrzeć w lustro z czystym sumieniem[/i] - tłumaczy Stević.
Anwil prowadził po trzeciej kwarcie 70:59, a w połowie czwartej - 80:69. Mimo to goście potrzebowali zaledwie pięciu minut, by na pół minuty przed końcem meczu doprowadzić do remisu 84:84. Ostatecznie jednak nie dali rady zadać decydującego ciosu, a więcej zimnej krwi zachowali gospodarze.
- Szczęście sprzyja ci wtedy, gdy na nie zasługujesz. My tak naprawdę twardo i skutecznie zagraliśmy dopiero w czwartej kwarcie, bo wcześniej nie graliśmy jak zespół. Nie chcę powiedzieć, że zaczęliśmy myśleć bardziej indywidualnie, a nie zespołowo, ale rzeczywiście coś złego stało się z naszą grą - mówi Stević.
- Przede wszystkim odpuściliśmy w obronie. Anwil zdobył w trzeciej kwarcie aż 27 punktów, a w drugiej i trzeciej aż 52. To naprawdę za dużo. Mistrzostwa nie zdobywa się rzucając 100 punktów, tak można wygrać tylko pojedynczy mecz. Mistrzostwa zdobywa się obroną - dodaje skrzydłowy zielonogórskiego zespołu, po którym widać było wielką frustrację, gdy w jednej z akcji, przez błędy w ustawieniu, sam musiał bronić przeciwko trzem zawodnikom Anwilu.
- To nie były jakieś pretensje. Po prostu byłem bardzo rozgoryczony tym, jak zachowywaliśmy się w defensywie w niektórych akcjach. Dzięki temu Anwilowi udało wypracować się przewagę, którą był później w stanie obronić - zakończył Stević.