[b]
Karol Wasiek: Miodrag Rajković mocno chwalił twoją osobę zaraz po meczu z Treflem Sopot, a to nie zdarza się mu zbyt często. Przy nieobecności Piotra Stelmacha, to na ciebie spadła większa odpowiedzialność za zdobywanie punktów i walkę z podkoszowymi Trefla. Można powiedzieć, że zadanie odrobiłeś na szkolną piątkę. Zgadasz się z tym?[/b]
Aaron Cel: Jeśli chodzi o mnie - to jak zawsze próbowałem walczyć dla drużyny, dobrze grać w obronie, motywować kolegów z zespołu. Wiedziałem, że będę więcej grał, bo Piotr Stelmach jest chory. Czekałem w ataku aż piłka do mnie dotrze, nie chciałem forsować żadnych niepotrzebnych rzutów. W obronie starałem się bronić, jak najlepiej, bo jak wiemy - Filip Dylewicz jest motorem napędowym Trefla Sopot. On co prawda swoje punkty zdobył, ale reszta zespołu nie istniała. Cieszę się, że trener mnie pochwalił, ale o naszym szkoleniowcu również mogę wypowiadać się w samych superlatywach, bo atmosfera jest naprawdę bardzo dobra.
Co się stało na początku spotkania z Turowem Zgorzelec? Chyba nikt w hali nie spodziewał się tego, że mecz może zacząć się od tak wysokiego prowadzenia Trefla Sopot.
- Źle bardzo zaczęliśmy to spotkanie. Popełnialiśmy wiele prostych błędów, pomagaliśmy w obronie tam, gdzie nie trzeba. Looby parę razy wsadził piłkę do kosza, ale my przecież nie gramy w koszykówkę od wczoraj i wiemy, że mecz trwa 40 minut. Z wyniku jesteśmy bardzo zadowoleni, bo po porażce ze Stelmetem Zielona Góra, po prostu potrzebowaliśmy zwycięstwa, żeby się odbudować.
Wam ten styl Trefla Sopot kompletnie nie pasuje. Co jest takiego w grze sopocian, że tak trudno wam się z nimi gra?
- Coś w tym jest, bo już drugi rok z rzędu gramy z nimi tyle meczów. W zeszłym sezonie zagraliśmy chyba z osiem spotkań, a wygraliśmy tylko jeden mecz. To siedzi w naszych głowach. Myślę, że w zeszłym sezonie ich styl naprawdę nam nie pasował, a w tym roku - decydowały przede wszystkim detale.
Teraz przed wami dwa spotkania we własnej hali. W sobotę mierzycie się z Anwilem Włocławek, który ostatnio jest na fali.
- Nie da się ukryć, że Anwil Włocławek jest jedną z lepszych drużyn w polskiej lidze, grają twardo pod koszem, na każdej pozycji mają wyrównanych zawodników. Jednak my musimy wreszcie wygrać we własnej hali, bo coś ostatnio mamy z tym problem. Nasza hala powinna wszystkich straszyć.
[b]
Mówiłeś, że w Treflu Sopot graczem kluczowym jest Filip Dylewicz. Zgodzisz się z tym, że w Anwilu Włocławek taką rolę pełni Krzysztof Szubarga. Jak powstrzymać tego błyskotliwego rozgrywającego?[/b]
- Myślę, że trener coś tam wymyśli na Szubargę. Wiemy, że nasi rozgrywający mogą jakoś go powstrzymać. Wiadomo, że na zatrzymamy na zerowym dorobku, bo to jest po prostu niemożliwe, bo on dużo rzuca, przetrzymuje dużo piłkę.
Mówisz, że cieszysz się z przełamania złej passy w pojedynkach z Treflem Sopot. Można powiedzieć, że do szczęścia brakuje wam tylko zwycięstwa ze Stelmetem Zielona, który ostatnio was dwukrotnie pokonał.
- Tak, to prawda. Trzeba zrobić wszystko, żeby wreszcie pokonać ekipę Stelmetu Zielona Góra. Potrzebujemy tego zwycięstwa z tą drużyną.
Ostatnio na konferencji prasowej powiedziałeś, że jesteście lepszą drużyną od Stelmetu. Podtrzymujesz to stwierdzenie?
- Nie będę się chwalił, że jesteśmy lepszą drużyną. Oni są na tym samym co najmniej poziomie co my. W pierwszym meczu przegraliśmy jednym oczkiem, mimo że prowadziliśmy na minutę przed końcem - ośmioma punktami. Ten ostatni mecz to była walka do samego końca.
Stelmet najgroźniejszym rywalem w walce o tytuł?
- Myślę, że tak. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Nowa hala się buduje , Czytaj całość