Marcus Ginyard: Znowu gramy słabo po przerwie

Marcus Ginyard utrzymuje bardzo wysoką formę - w sobotę zaliczył double-double przeciwko Treflowi Sopot, lecz jego skuteczna gra nie zmieniła oblicza meczu. Anwil przegrał trzecie spotkanie z rzędu.

Koszykarze Anwilu Włocławek doskonale zdawali sobie sprawę, że chcąc pokonać Trefla Sopot, muszą ograniczyć kluczowy tercet zespołu mistrza Polski: Filipa Dylewicza, Adama Waczyńskiego oraz Franka Turnera. I w pierwszej połowie pomysł ten sprawdzał się znakomicie - cała trójka zdobyła tylko 12 oczek, trafiając cztery rzuty z 14 prób.

- Zaczęliśmy mecz z dużą energią i długo toczyliśmy wyrównany bój z przeciwnikiem. W pierwszej połowie graliśmy bardzo konsekwentnie, szukaliśmy swoich przewag, dużo graliśmy z kontry, czyli tak, jak lubimy najbardziej - tłumaczy Marcus Ginyard, skrzydłowy Anwilu Włocławek.

Niestety, po zmianie strony sopocianie funkcjonowali znacznie lepiej, gdyż odblokował się Adam Waczyński. Polski rzucający w trzeciej kwarcie zdobył aż 15 oczek (3/4 z gry oraz 8/10 z linii osobistych), czyli o trzy więcej niż... cały zespół Anwilu. "Rottweilery" po raz kolejny pozwoliły zatem zdominować się rywalowi i przegrały trzecią odsłonę spotkania aż 12:29.

[i]

- Część z tych punktów niestety obciąża moje konto, bo to ja byłem oddelegowany do krycia tego zawodnika. Starałem się jak mogłem, ale Trefl po przerwie zmienił trochę sposób gry w ataku, co widać było po naszej obronie. Znowu gramy bardzo słabo po przerwie. Niestety, cała energia, z którą graliśmy w pierwszej połowie, uleciała z nas po przerwie i ostatecznie przegraliśmy[/i] - nie kryje rozczarowania Ginyard.

Na początku czwartej kwarty Trefl prowadził już 62:46, ale mimo to jeszcze na cztery minuty przed końcem meczu wynik pozostawał sprawą otwartą - włocławianie doprowadzili bowiem do stanu tylko 60:65. Kropki nad "i" jednak nie udało się postawić. Anwil przegrał 64:70, a jedynym zawodnikiem, który po tym spotkaniu może spojrzeć w lustro z czystym sumieniem jest właśnie Ginyard.

Amerykanin zaliczył mecz na poziomie double-double: 17 punktów i 12 zbiórek. Ogółem forma koszykarza stopniowo wzrasta i w fazie szóstek osiągnęła już pułap 12 oczek, czterech zbiórek na skuteczności 54 procent z gry. - Liczą się porażki i zwycięstwa. Jakbyśmy ten mecz wygrali, wówczas moglibyśmy mówić o mniej istotnych sprawach - kończy Ginyard.

Źródło artykułu: