Przed meczem z Anwilem Włocławek Trefl Sopot przegrał trzy z czterech spotkań i wydawało się, że w Hali Mistrzów to gospodarze będą nadawać rytm grze. Tak było jednak tylko w pierwszej połowie, a w drugiej kontrolę nad wydarzeniami na parkiecie zdecydowanie przejęli goście.
- Wiedziałem, że jeśli w trzeciej kwarcie wyjdziemy na parkiet z jeszcze większą energią, to zaczniemy budować swoją przewagę. Chodziło o to by nadal realizować założenia w defensywie, bo Krzysztof Szubarga grał w pierwszej połowie 20 minut. Byłem pewny, że nie utrzyma dobrego rytmu w tak trudnym meczu, tym bardziej, że cały ciężar gry zespołu jest na jego barkach - komentował po meczu Mariusz Niedbalski, opiekun Trefla Sopot.
To już trzeci taki przypadek, że włocławianie całkowicie oddają pole rywalom po zmianie stron. Wcześniej z PGE Turowem przegrali ten fragment spotkania 14:28, następnie z Energą Czarnymi 8:23, zaś z Treflem - 12:29.
- Zagraliśmy bardzo dobrą defensywę, oczywiście, popełniliśmy kilka błędów, ale dobrze graliśmy w obronie przeciwko akcjom pick and roll, ponadto kilkukrotnie uruchomiliśmy kontry i wypracowaliśmy sobie przewagę - mówił Niedbalski, dodając - Niestety, mój zespół lubi sprawiać rywalom prezenty i np. nie trafić kilku rzutów wolnych w końcówce. Na szczęście mieliśmy mecz pod kontrolą.
Trefl pokonał Anwil 70:64 i tym samym zrewanżował się włocławianom za porażkę z Ergo Areny sprzed kilku tygodni. Wówczas zespół z Kujaw wygrał 69:67. W przypadku równej ilości punktów na koniec rundy szóstek, sopocianie będą zatem wyżej od Anwilu dzięki stosunkowi bezpośrednich meczów.
- Ogółem zagraliśmy dobry mecz, do którego byliśmy bardzo dobrze przygotowani. Zresztą, oba zespoły wykonały niezłą pracę scoutingową. Cieszę się z tego zwycięstwa, bo to nasze drugie z rzędu i pokazuje, że niektórzy zbyt wcześniej postawili na nas krzyżyk. Z Treflem trzeba będzie się nadal liczyć - tłumaczył Niedbalski.