Bez bólu nie ma zwycięstwa - wywiad z Aaronem Celem, skrzydłowym PGE Turowa Zgorzelec

- Im więcej jest chaosu i krzyku na trybunach, tym ja mocniej się wyciszam w środku i łatwiej mi o koncentrację - mówi po meczach półfinałowych z Anwilem Aaron Cel, skrzydłowy PGE Turowa Zgorzelec.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Na prawym przedramieniu masz tatuaż. Chyba pasuje do serii półfinałowej?

Aaron Cel: Mam wytatuowane po angielsku "no pain", czyli "bez bólu". Rzeczywiście, awans do wielkiego finału kosztował nas bardzo dużo i na pewno urodził się w bólach. Bez bólu nie ma jednak zwycięstwa.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Ta ostatnia akcja sobotniego spotkania rzeczywiście miała być rozegrana pod ciebie?

- W tej akcji wszyscy mieli być otwarci do rzutu i mieliśmy wymienić dużo podań w taki sposób, aby zgubić defensywę włocławian. Logiczne było jednak to, że ostatni rzut będzie wykonywał Ivan Opacak, który był w wybornej formie.

Ostatecznie rzucałeś ty...

- Tak. Anwil bardzo dobrze bronił w tej akcji, nie mogliśmy wymienić tylu podań, ile sobie zakładaliśmy i Ivan otrzymał ją dość późno. To jednak bardzo doświadczony gracz i gdy miał już piłkę w rękach, wiedział co ma z nią zrobić. Wszedł pod kosz, a gdy Ruben Boykin podszedł do pomocy, podał mi ją do rogu. Ja tak naprawdę nie miałem już nic do dodania. Tylko trafić.

Nie czułeś presji w tym momencie? Może nie sam awans do finału wisiał na włosku, ale gdybyś spudłował, rywalizacja przeniosłaby się do Zgorzelca na piąty mecz. Dodatkowo, publiczność w Hali Mistrzów stworzyła w ostatnich sekundach istne piekło...

- To wszystko prawda, ale gdy masz piłkę w rękach i musisz wykonać szybki rzut, to nie zastanawiasz się nad niczym. Poza tym, ja bardzo lubię grać w Hali Mistrzów, bardzo lubię tę arenę, tych kibiców i ich doping i uważam ich za jednych z najlepszych w Polsce. No może poza tymi naszymi (śmiech). Mam jednak coś takiego, że im więcej jest chaosu i krzyku na trybunach, tym ja mocniej się wyciszam w środku i łatwiej mi o koncentrację.

Eksperci stawiali na gładkie 3-0 w starciu z przetrzebionym przez kontuzje Anwilem. Wasza forma nie jest optymalna jeśli chodzi o grę w finale...

- Czy jest lub nie jest dowiemy się za kilka dni. Na pewno trener Anwilu Milija Bogicević oraz jego sztab wykonali gigantyczną pracę jeśli chodzi o przygotowanie do meczów. A zawodnicy Anwilu umieli przełożyć ich wysiłek na parkiet. Proszę zwrócić uwagę na to, jak ciężko w tych meczach grało się Michałowi Chylińskiemu, naszemu najlepszemu strzelcowi. Nie miał w ogóle przestrzeni do rzutu, dlatego nie mogliśmy grać swojej koszykówki. Nie było łatwo grać przeciwko Anwilowi, naprawdę. Wygraliśmy jednak tę rywalizację, bo umieliśmy dostosować się do nowych warunków. Przede wszystkim, graliśmy skutecznie w defensywie.

Czy skuteczna defensywa wystarczy w finałowym starciu ze Stelmetem Zielona Góra?

- Nie wiem. Oni na pewno oglądali nasze mecze z Anwilem i teraz przygotowują się pod naszym kątem. Ale my też zrobimy dobry scouting.

Czy w finale będzie miało znaczenie to, że oni dość pewnie odprawili z kwitkiem AZS Koszalin, a wy potrzebowaliście o jeden mecz więcej, by pokonać Anwil, a dodatkowo, wydaje się, że musieliście włożyć w te mecze więcej wysiłku?

- Ale oni przecież w pierwszej rundzie rozegrali pięć spotkań, a my tylko trzy, więc ogółem i tak zagraliśmy o jeden mecz mniej. Poza tym mi się wydaje, że finał to już rozgrywa się w głowie bardziej, a walk na boisku, czy to pod względem sportowym czy zmęczenia, to sprawa drugorzędna. Poza tym, teraz tylko możemy gdybać sobie, czy Stelmet miałby trudniej, gdyby do półfinału awansował Trefl Sopot, tylko, że to nie ma większego sensu, bo sopocianie okazali się zbyt słabi. My wierzymy w siebie, a pierwszego miejsca nie wywalczyliśmy tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi losu.

Czujecie presję przed finałem?

- Zgorzelec to koszykarskie miasto, więc presja towarzyszy mu już od kilku lat. Cała społeczność czeka na mistrza kraju i ja mam nadzieję, że nie będą musieli czekać kolejnego sezonu. Smaczku całej rywalizacji ze Stelmetem dodaje fakt, że Zgorzelec i Zielona Góra to miasta, które ze sobą nie sympatyzują, a kibice obu drużyn się nie lubią. Ja osobiście uważam, że finał to nie będzie sprint, na pewno nie skończy się wynikiem 4-0 dla żadnej ze stron. To będzie raczej maraton.

Macie do wyrównania rachunki za ubiegłoroczną, przegraną batalię o trzecie miejsce?

- Nie sądzę. To dwa zupełnie inne zespoły. Przede wszystkim jesteśmy zmotywowani ze względu na sam fakt gry w finale.

Kto zatem zdobędzie tytuł mistrza Polski?

- Oczywiście PGE Turów Zgorzelec, ale nie wytypuję w jakim stosunku wygra.

A mecz o trzecie miejsce?

- Życzę zwycięstwa Anwilowi. To dobra drużyna, która całym sezonem zasłużyła na ten krążek.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×