Umieć grać pod presją - rozmowa z Jackiem Winnickim, trenerem kadry koszykarek

Przed rokiem biało-czerwone pod dowództwem Jacka Winnickiego o mały włos nie awansowały na ME 2013. Teraz znów staną przed szansą promocji do kolejnego europejskiego czempionatu.

W tym artykule dowiesz się o:

Adam Popek: Trenujecie wspólnie od kilkunastu dni. Jak Pan ocenia ten pierwszy, wczesny etap przygotowań do czerwcowych eliminacji?

Jacek Winnicki: Na pewno dobrze go przepracowaliśmy. Rzeczy, którym poświęciliśmy trochę czasu zaczynają wychodzić. Oczywiście nie można mówić jeszcze o kompletności. Póki co musieliśmy działać selektywnie, wybierając te najistotniejsze elementy. Braki widoczne są w obronie strefowej pod koszem. Nie zastawiamy tak jak powinniśmy, stąd między innymi podczas piątkowego sparingu z Ukrainą rywalki wywalczyły dużo zbiórek ofensywnych. Jednak tutaj dopiero będziemy skupiać swoją uwagę i eliminować mankamenty. Ponadto zauważa się kłopoty we wzajemnej komunikacji.

Ogólna filozofia jak zauważyłem wciąż pozostaje niezmienna. Najpierw twarda obrona, a potem próba kontrataku.

- I się nie zmieni, bo mam własne wyobrażenie o koszykówce, swoje pomysły. A oprócz tego, o czym powiedziałeś jest inna, niezwykle istotna kwestia – team spirit. Nawet chyba najważniejsza. Jeśli nie ma prawdziwego ducha, wówczas ciężko w ogóle myśleć o sukcesach.

Czyli rozumiem, że wewnątrz kadry już on zagościł?

- Zobaczymy, przecież za nami jedynie sam start całego cyklu. Choć przyznam, że oglądając postawę dziewczyn w meczach turniejowych widziałem go, w związku z czym liczę na dalsze pozytywne symptomy.

Wracając do boiskowych wydarzeń rzeczywiście tylna formacja wymaga małego progresu, a konkretnie zbilansowania. Analizując między innymi wygrane, piątkowe spotkanie należy zaznaczyć, iż przeciwniczki fragmentami punktowały jedynie ze wspomnianej przez pana strefy podkoszowej albo seryjnie trafiały z dystansu. Aż prosiło się o większe zbilansowanie czy też równowagę.

- Rzeczywiście wysoka środkowa z Ukrainy napsuła nam wtedy trochę krwi i ciężko było przeciwstawić się jej warunkom wzrostowym. Z drugiej strony, pomijając te liczne "trójki" straciliśmy 83 "oczka", lecz w pięćdziesiąt minut, więc nie chciałbym nazywać tego jakąś klęską. Bardziej utkwiły mi w pamięci straty, szczególnie te niewymuszone. W końcówce wynik oscylował wokół remisu, a my dwukrotnie w głupi sposób zgubiliśmy piłkę.

Od tego też są sparingi, żeby przećwiczyć różne zagrania bez paraliżującej presji.

- Mimo wszystko uważam, iż nie powinny się takie pomyłki zaistnieć.

Przechodząc do wątku ofensywy na pochwałę zasługują odważne penetracje, z którymi przeciwniczki sobie nie radziły. Póki co szwankowała natomiast skuteczność przy próbach z dystansu.

- Owszem, tylko nie oczekujmy zbyt wiele. Jest za wcześnie, by prezentować szczyt formy. Zawodniczki aktualnie przechodzą trudny czas pod względem dyspozycji fizycznej, ale część dalekich rzutów akurat przyniosła spodziewane efekty. Niebawem sądzę, iż zyskamy tą drogą bardziej pokaźne profity. Powiem szczerze, że zależy mi głównie, aby wypracowywać sobie czyste pozycje. Parokrotnie całkiem nieźle to wychodziło. Staramy się wykorzystywać umiejętności Magdy Skorek czy Agnieszki Skobel. Jeśli koszykarki złapią odpowiednie zrozumienie na boisku to całość zafunkcjonuje znacznie szybciej. Wiem, że trudno doprowadzić do takiego stanu, gdyż nie stoczymy zbyt wielu konfrontacji, które pozwoliłyby osiągnąć automatyzm, lecz pracujemy. Chcę abyśmy umieli grać pod presją.

Jacek Winnicki liczy przede wszystkim na maksymalne poświęcenie i dobrą atmosferę wewnątrz kadry
Jacek Winnicki liczy przede wszystkim na maksymalne poświęcenie i dobrą atmosferę wewnątrz kadry

Lubi pan odkrywać, nazwijmy to, nieoszlifowane diamenty? Mówię o wymienianej wcześniej Magdzie Skorek. Poprzedni sezon rozpoczęła w ROW-ie Rybnik, który notabene wycofał się przedwcześnie z rozgrywek. Potem niespodziewanie podpisała kontrakt w Polkowicach, gdzie notabene pod pana wodzą została mistrzynią Polski, a teraz okazuje się być czołową postacią drużyny narodowej.

- Nie… To jest zasługa Skorkowej. Co ja jej niby mogłem pomóc? Powiedziałem czego oczekuję, zobaczyłem ile potrafi w koszykówce, a resztę wywalczyła sama. To równa babka, dobrze komunikuje się z pozostałą częścią składu. Zresztą wszystkie dziewczyny nawiązują wspólny dialog i dlatego jestem usatysfakcjonowany. Rozmawiamy, wymieniamy uwagi. Musimy tworzyć zespół w każdej sytuacji. Finalnie może nie zdołamy awansować na europejski czempionat, może popełnimy za dużo błędów… Kto to wie? Liczę tylko, iż dołożymy wszelkich starań i damy z siebie nawet więcej niż sto procent.

Przed rokiem dysponował pan zestawieniem personalnym określanym przez wielu jako rezerwowe, a pomyślny scenariusz był niezwykle blisko. Aktualnie, gdy pojawiło się więcej osób reprezentujących na co dzień czołowe kluby ekstraklasy chyba tym bardziej osiągnięcie satysfakcjonującego efektu docelowego stanowi realny cel?

- Nie spotkaliśmy się po to, żeby pobyć ze sobą kilka tygodni tylko mamy nakreślone zadanie - awans do mistrzostw. Robimy co w naszej mocy żeby je zrealizować. W sporcie różnie się dzieje, nie każdy wygrywa, ale ja zawsze chcę wykonać obowiązki z maksymalnym poświęceniem. W poprzednich eliminacjach faktycznie zabrakło sześciu małych punktów. Jednak gdzieś je straciliśmy, prawda? Przecież mogliśmy ich nie stracić.

Sporo ludzi ze środowiska wiąże nadzieje z pana osobą, czyli jedynym polskim szkoleniowcem, który odnosił ostatnio sukcesy prowadząc żeńskie drużyny.

- Trener Winnicki, to tylko trener Winnicki. Nie przychodzę i nie używam czarodziejskiej różdżki. Moje ekipy bazują na ciężkiej pracy, wyrzeczeniach oraz poświęceniu, a najwięcej wykonują same zawodniczki. To one zostawiają swoje serducho na boisku.

Komentarze (0)