Michał Fałkowski: Nie tak miał zakończyć się ten sezon...
Marcus Ginyard: Zdecydowanie nie tak. Całą serię o trzecie miejsce przegraliśmy jednak w pierwszym meczu w domu. Prowadziliśmy w połowie trzeciej kwarty różnicą prawie 20 punktów, ale pozwoliliśmy im wrócić do gry... To nie powinno mieć miejsca. Zabrakło nam kilku minut by dobić rywala i zamiast tego, przestaliśmy. Niestety, bardzo podobnie wyglądał mecz numer dwa. Ponownie prowadziliśmy w pierwszej połowie, ale mimo to przegraliśmy.
Jak to możliwe, że w przeciągu zaledwie kilkunastu dni Anwil tak mocno przeobraził się z ambitnej, zaangażowanej drużyny w meczach z PGE Turowem w zestawienie graczy rozluźnionych i nieskoncentrowanych w starciu z AZS?
- Nigdy nie byliśmy wymieniani w gronie głównych faworytów ligi. Jednak mocno postraszyliśmy PGE Turów, który był mistrzem rundy zasadniczej i najlepszą drużyną po szóstkach. Sprawa jest prosta, jeśli takie drużyny jak nasza, grają swoje maksimum, są zaangażowanie, nieustępliwe i walczą, wówczas są w stanie grać z najlepszymi. Gdy jednak tylko coś nie idzie, o sukces jest trudno. Już mówiłem dlaczego tak się stało. Zabrakło nam postawienia kropki nad "i" w drugiej połowie pierwszego meczu.
Z czego to wynikało? Problem z koncentracją? Pomyśleliście, że już jest po wszystkim?
- Nie wiem jakie masz doświadczenie w grze w koszykówkę na wysokim poziomie, ale na tym etapie nie mogło nastąpić coś takiego. Wszyscy wiemy, że mecz gra się 40 minut a nie 20.
To co w takim razie stało się w szatni w przerwie pierwszego meczu?
- Nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. Nie umiem. Powinniśmy grać stabilnie cały mecz. nie zagraliśmy. Tyle.
W porównaniu z poprzednimi dwoma sezonami, czwarte miejsce to progres dla Włocławka. To cieszy, czy jednak trzeba traktować was jako przegranych?
- Jesteśmy przegranymi. Nie ma dwóch zdań. Mnie tutaj wcześniej nie było, więc nie mogę się wypowiadać. Czwarte miejsce to nadal miejsce bez medalu.
Ciężko było ci zmotywować się do meczów o brąz? Mówi się, że wy, Amerykanie, nie widzicie sensu w rozgrywaniu "małego finału"...
- Bo nie widzimy. Nasz sposób myślenia jest tak ustawiony, już od dziecka, że liczy się tylko zwycięstwo i zwycięzca. Cała reszta to przegrani, czyli ci, którym się nie udało. Dlatego powiem tak: ciężko jest przestawić swoją mentalność w krótkim odstępie czasu. Mnie zawsze uczono, że gdy jest ci dobrze z tym, że nie jesteś mistrzem, to tym mistrzem nigdy nie będziesz.
Jaki zatem to był sezon dla ciebie personalnie?
- Cieszę się przede wszystkim z tego, że wróciłem do gry na wysokim poziomie po tym, jak wcześniejszy rok spędziłem w drugiej lidze w Izraelu. Cieszę się z tego, że grałem w fajnym zespole, byłem częścią ciekawej drużyny. Raz grałem lepiej, raz grałem gorzej, generalnie jednak mogę być usatysfakcjonowany i teraz chcę kontynuować to w kolejnym sezonie.
W NBA?
- Bardzo bym sobie tego życzył, ale czy tak będzie, nie wiem. W najbliższym czasie zrobię sobie krótki urlop, pojadę na wakacje, nadrobię zaległości rodzinne i biorę się za treningi, a potem zagram w lidze letniej. Jeszcze jednak nie wiem konkretnie gdzie i nie wiem w jakim zespole.
A jeśli nie uda ci się znaleźć miejsca w NBA, rozważasz powrót do Włocławka?
- Nie wykluczam żadnej opcji, choć po sezonie w Anwilu ofert będę miał z pewnością więcej niż rok temu.