Karol Wasiek: Podobno twoje negocjacje z Treflem Sopot nie idą tak, jakbyś sobie tego życzył. Faktycznie tak jest?
Filip Dylewicz: Mocno zaczynamy ten wywiad (śmiech). Spotkałem się z prezesem Andrzejem Dolnym w ostatnim tygodniu. Jestem dopiero po pierwszych rozmowach, które są jakby wstępem do dalszych negocjacji, które na pewno w niedalekiej przyszłości się wyjaśnią.
To pierwsze spotkanie miało miejsce w środę. Powiedz czy ono miało charakter bardziej takiego sondowania rynku przez działaczy klubu?
- Nie, absolutnie nie. Znamy się tyle lat, że takie rozmowy są zupełnie zbędne. Rozmawialiśmy o wizji klubu, który będzie grał w przyszłym sezonie, ale także o koncepcji na przyszłość. Padła propozycja ze strony klubu, więc można powiedzieć, że teraz "piłeczka" leży po mojej stronie. Nie ukrywam, że kilka klubów jest zainteresowanych moją osobą a dwie propozycje, które otrzymałem są bardzo konkretne.
Realnie bierzesz pod uwagę te oferty z innych klubów?
- Oczywiście, jestem wolnym graczem i prowadzone są już rozmowy z innymi klubami. Spotkanie z Treflem Sopot było także jednym z tych właśnie rozmów. Sezon się już zakończył, więc kluby zaczynają budować składy na przyszły sezon.
Te propozycje są z czołowych klubów z Polski?
- Tak. Takie mnie interesują. W Treflu przeżyłem wiele wspaniałych lat grania. Jako młody chłopak uczestniczyłem w budowaniu przyszłościowej drużyny oraz klubu. Wiem że przede mną są najlepsze lata gry w koszykówkę i chciałbym jeszcze w nich coś osiągnąć sportowo. Moje wieloletnie doświadczenie, stabilność sportowej formy oraz skuteczność gry mogą być wielce przydatne dla klubu o dużych aspiracjach sportowych.
Klub zagraniczny?
- Pojawiła się taka opcja, i jeżeli będzie korzystna finansowo to na pewno z niej skorzystam.
Czyli zakładasz taki scenariusz, że odejdziesz z Trefla Sopot?
- Trefl to moja rodzina, mój dom. Mam wiele szacunku dla "ojców" i kibiców tego klubu i chciałbym wiele pomóc. Widzę w tym klubie swoją dalszą przyszłość, ale obecnie biorę taki scenariusz pod uwagę.
Słyszałem, że związałeś się z jednym z agentów, który dosyć prężnie działa na polskim rynku.
- Tak, to prawda. Postanowiłem skorzystać z pomocy agenta, który ma zdecydowanie więcej możliwości szukania pracy. Wykonuje swoją pracę, ale jest za wcześnie, żeby mówić o jakiś konkretach. Wszystko się wyjaśni w ciągu najbliższych dwóch lub trzech tygodni.
Po tych nieudanych meczach z AZS Koszalin, twoja wartość w jakikolwiek sposób spadła?
- Mam nadzieję, że nie. Nie trzeba znać się bardzo dobrze na koszykówce, żeby widzieć, że drużyna z Koszalina była znakomicie przygotowana pod względem mentalnym i taktycznym, znała nasze słabe strony. Już wcześniej wiadome było, że kluczem do wygrania z Treflem , było zatrzymanie "Dyla". Byłem podwajany a nawet potrajany. W ten sposób inni zawodnicy mieli więcej swobody. Nie udało się nam tego wykorzystać. Pierwsza runda play offów faktycznie mi nie wyszła, ale przez trzy czwarte sezonu byłem w pierwszej piątce najlepszych zawodników ligi pod względem "evalu". Nie mam sobie nic do zarzucenia. Taki jest sport i trzeba to po prostu przełknąć.