Torey Thomas był jedną z gwiazd Tauron Basket Ligi w sezonie 2010/2011. Amerykanin w każdym z 41 meczów notował przeciętnie 14,4 punktu i 5,7 asysty i niemalże w pojedynkę wprowadził PGE Turów Zgorzelec do finału play-off. Tam przygraniczna ekipa uległa Asseco Prokomowi Gdynia dopiero po siedmiu meczach.
Pomimo faktu, że od rozstania Thomasa z Polską minęły już dwa lata, koszykarz nadal ma bardzo dobrą renomę w naszym kraju. Rok temu próbę zakontraktowania zawodnika podjął jego poprzedni pracodawca, PGE Turów, zaś ostatnio o możliwość zatrudnienia Amerykanina pytała Rosa Radom. Żądania finansowe rozgrywającego okazały się jednak zbyt wysokie.
Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.
- Coś słyszałem, że jakiś polski klub o mnie pytał, ale dokładnie nie wiem który. Lato transferowe tak naprawdę dopiero się rozpoczyna, mój agent zbiera oferty i zobaczymy, jak to wszystko się potoczy - mówi Thomas, który przyznaje, że to nie było pierwsze zapytanie z Polski odnośnie jego osoby. - Wiem, że już w przeszłości jakieś kluby pytały o mnie. Był temat powrotu do Turowa, ale nic z tego nie wyszło.
Co ciekawe, koszykarz nie wyklucza powrotu do polskiej ligi. Jego potencjalny pracodawca musiałby spełnić jednak podstawowe kryterium. - Nigdy nie powiedziałem, że nie wrócę do Polski. Bardzo miło kojarzę pobyt w Zgorzelcu i jeśli na scenie pojawiłby się jakiś zespół, który by mi odpowiadał, na pewno bym rozważył tę propozycję. Ważne dla mnie z pewnością byłoby to, by ów klub rywalizował w europejskich pucharach - dodaje Thomas.
Po rozstaniu z PGE Turowem, Thomas grał m.in. w Spartaku Primorie Władywostok, Partizanie Belgrad i Scavolini Pesaro.