Obstawiałem triumf Stelmetu - II część wywiadu z Łukaszem Majewskim, nowym zawodnikiem Rosy Radom

W drugiej części rozmowy z naszym portalem nabytek Rosy Radom mówi o przygotowaniach do nowego sezonu, końcowych rozstrzygnięciach i triumfie Stelmetu.

Piotr Dobrowolski: Jak spędza pan urlop? To okres beztroskiego wypoczynku?

Łukasz Majewski: Nie, absolutnie nie. Trochę czasu zajmują mi sprawy związane z powrotem do Radomia. Przez okres bezpośrednio po sezonie, pierwsze dwa tygodnie każdy chce się od tego trochę odciąć, odpocząć. Na początku lipca udam się na urlop, ale nie wiem jeszcze dokładnie gdzie.

A przygotowania do nowych rozgrywek?

- Ten kto mnie zna, ten wie, że nie potrafię zbyt długo się obijać. Zresztą nie można sobie na to pozwolić. Od początku bieżącego tygodnia rozpocząłem indywidualne zajęcia na siłowni i na tym w najbliższym czasie będę się skupiał. Trzeba wzmocnić nogi, bo w trakcie sezonu nie ma na to zbyt wiele czasu. Wtedy siłownia owszem jest, ale taka bardziej prowizoryczna.

Znany jest już dokładny termin rozpoczęcia przedsezonowych treningów przez Rosę?

- Tak jak większość klubów TBL, przygotowania do nadchodzących rozgrywek rozpoczniemy w połowie sierpnia, prawdopodobnie piętnastego.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Wracając jeszcze myślą do tego, co za nami - spodziewał się pan takich wyników w polskiej lidze?

- Jeśli chodzi o sam finał, to spodziewałem się zwycięstwa Stelmetu. Jeszcze przed rozpoczęciem sezonu mówiłem o tym, że to będzie główny kandydat do złotego medalu. W paru wywiadach przeprowadzanych w trakcie rozgrywek powtórzyłem to stwierdzenie. Gdy wiadomo było już, że zielonogórzanie zagrają z Turowem, obstawiałem maksymalnie jedno zwycięstwo ekipy ze Zgorzelca.

W trakcie sezonu szeregi Stelmetu wzmocnił jeszcze Łukasz Koszarek...

- Dysponowali bardzo silnym składem, a pozyskanie tego zawodnika to była dla mnie już taka "pieczątka" i potwierdzenie wcześniejszych przewidywań. Ważne było również to, że do końca pozostał trener Mihailo Uvalin. Zresztą wygrana 4:0 w całej rywalizacji finałowej mówi sama za siebie i nie pozostawia złudzeń, kto był najlepszy w minionych rozgrywkach.

Co pana zaskoczyło?

- Zaskoczeniem można określić postawę AZS-u w ćwierćfinałach z Treflem, ale po wygraniu jednego meczu w Sopocie wiedziałem, że koszalinianie nie wypuszczą takiej okazji z rąk i u siebie dwa razy ograją rywala, pieczętując awans. Więcej w półfinale mógł ugrać Anwil, lecz miał problemy z Polakami - zabrakło Przemysława Frasunkiewicza, Krzysztof Szubarga powrócił po dwutygodniowej przerwie spowodowanej kontuzją palca.

A co rozczarowało?

- Wszyscy byliśmy zdziwieni tym, co działo się w Asseco Prokomie Gdynia. Szkoda, że w klubie z takimi tradycjami tak to się wszystko potoczyło. Na pewno spory wpływ na ich słabszą postawę w play-offach miało odejście Koszarka, który odgrywał w tej drużynie kluczową rolę. Trzeba zrobić wszystko, aby w przyszłości w tak zasłużonych dla polskiego basketu klubach nie dochodziło więcej do takich sytuacji, aby właśnie przez zespoły z takimi sukcesami i tradycjami promować tę dyscyplinę sportu.

Jako Polpharma szybko odpadliście z fazy play-off. Co było tego przyczyną?

- Może wydawać się to kiepskim wytłumaczeniem, ale przez dwa miesiące musieliśmy radzić sobie bez trzech kluczowych zawodników. Przez ten okres trenowaliśmy w sześciu, siedmiu z podstawowego składu. Wprawdzie dołączali do nas juniorzy, ale to nie to samo. Ciężko w tak okrojonym składzie przeprowadzić zajęcia, a co dopiero grać jak równy z równym z silniejszymi przeciwnikami. Grał Olek Lichodzijewski, ale na własną odpowiedzialność, z kontuzją. Gdyby nie te braki, z pewnością napsulibyśmy więcej krwi Turowowi, zwłaszcza że byliśmy bardzo blisko zwycięstwa w trzecim meczu.

Świetny sezon zaliczył pana były już klubowy kolega, Ben McCauley. Spodziewaliście się tak dobrej postawy tego zawodnika? Widzi pan gracza, który będzie w stanie "zaskoczyć" tak w kolejnych rozgrywkach?

- Ben był niewątpliwie liderem naszego zespołu. Zdobywał najwięcej punktów, dużo zbierał. Aby jednak jeden zawodnik musiał tak się wyróżniać, potrzeba paru, którzy będą na niego pracować. Preferuję jednak rozwiązanie, w którym jest kilku bardziej wyrównanych, zbliżonych poziomem koszykarzy stanowiących kolektyw i monolit. A co do przewidywań - ciężko powiedzieć, czy i kiedy znajdzie się następny taki gracz.

Jak scharakteryzowałby pan McCauleya?

- To taka niższa "piątka", ale bardzo mobilna. Posiada dobry rzut z półdystansu, gra aktywnie na obu tablicach. Jest kompletny jak na wysokiego koszykarza, może z powodzeniem zagrać zarówno na pozycji 4, jak i 5.

To gracz kompletny -  Łukasz Majewski mówi o Benie McCauley'u
To gracz kompletny - Łukasz Majewski mówi o Benie McCauley'u
Komentarze (0)