Drugi mecz finałowy przez trzy kwarty był wyjątkowo wyrównany. W połowie przedostatniej odsłony to goście prowadzili jednym punktem i zapowiadało się na emocjonującą końcówkę. Inne zdanie mieli jednak gospodarze, a szczególnie słabo radzący sobie do tej pory LeBron James.
- Czułem, że w pewnym momencie mamy ich na linach. Powiedziałem mu wówczas: dobijmy ich. On odpowiedział: jestem z tobą - relacjonował po meczu Mario Chalmers, który okazał się najlepszym strzelcem Heat (19 pkt), ale to James był bohaterem ostatnich minut.
Lider obrońców tytułu przez trzy kwarty fatalnie prezentował się w ofensywie (3/13), lecz kiedy zespół potrzebował go najbardziej, to nie zawiódł. Dodatkowo gospodarzom wpadały tego dnia trójki (10/19), które okazały się zabójczą bronią.
James zdobył w sumie 17 punktów, miał osiem zbiórek, siedem asyst i trzy bloki. Zatrzymanie Tiago Splittera było niesamowitej urody, przez niektórych okrzyknięte już blokiem roku.
Przy stanie 62:61 dla Spurs podopieczni Erika Spoelstry wzięli się ostro do pracy - Allen i Miller trafili za trzy, a po wielu nieudanych próbach odblokował się w końcu James. 10-punktowe prowadzenie na początku czwartej kwarty szybko zostało powiększone do bezpiecznej przewagi.
- W drugiej połowie po prostu się po nas przejechali. Piłka w ogóle nie krążyła i nie umieliśmy sobie poradzić z presją, jaką na nas wywierali - przyznał Manu Ginobili.
W szeregach goście zawiodło wielkie trio Duncan, Parker, Ginobili. Po 54 punktach w meczu otwierającym finały, tym razem liderzy SAS zdobyli w sumie ledwo 27 oczek.
Kolejne trzy mecze w San Antonio. Pierwszy w najbliższy wtorek.
Miami Heat - San Antonio Spurs 103:84 (22:22, 28:23, 25:20, 28:19)
(M. Chalmers 19, L. James 17, R. Allen 13 - D. Green 17, T. Parker 13, G. Neal 10)
Stan rywalizacji: 1:1