Pierwsza runda bez fajerwerków
Początek sezonu był w wykonaniu PGE Turowa solidny. Pod wodzą nowego trenera, Miodraga Rajkovicia, drużyna z przygranicznego miasta radziła sobie coraz lepiej. Wygrała pierwsze cztery spotkania z rzędu, w tym m.in. z Anwilem Włocławek, zatrzymując się dopiero w piątej kolejce na byłym mistrzu Polski, Asseco Prokomie Gdynia. W kolejnym starciu zgorzelczanie musieli uznać wyższość kolejnego zespołu z Trójmiasta, Trefla Sopot. Później przyszła dość niespodziewana, wyjazdowa porażka z AZS-em Koszalin.
Dwa tygodnie po tym spotkaniu podopieczni serbskiego szkoleniowca udali się na hit kolejki do Zielonej Góry, już z Piotrem Stelmachem w składzie, byłym zawodnikiem... Stelmetu. Skrzydłowy zdobył w tym meczu 12 punktów, przyczyniając się do zwycięstwa swojej nowej drużyny 99:84. Transfer koszykarza wywołał sporo gorących komentarzy zarówno jednej, jak i drugiej strony. - Powiem jeszcze raz, że prawda jest po mojej stronie. Teraz tylko to udowodniłem - mówił Stelmach po zakończeniu pojedynku.
Poza walką na krajowym podwórku, Turów rywalizował w lidze . W trudnej grupie nie miał jednak zbyt wiele do powiedzenia, ustępując miejsca takim klubom, jak czy . Ostatecznie polski przedstawiciel zakończył te rozgrywki na ósmym miejscu z bilansem 4-14.
Coraz lepsza dyspozycja i kolejne wzmocnienie
Druga część rundy zasadniczej była jeszcze lepsza w wykonaniu zgorzelczan. Rozkręcali się z każdą następną kolejką, rewanżując się dwóm potentatom znad morza. Pod koniec stycznia zespół wzmocnił się jeszcze jednym koszykarzem, Russellem Robinsonem. - To zawodnik z dużymi umiejętnościami. Z nim będziemy jeszcze silniejsi - zapewniał Rajković. Amerykanin miał być lekiem na ówczesne problemy Turowa z obsadą rozgrywającego. Już w debiucie pokazał próbkę swoich możliwości, zdobywając 15 punktów w starciu przeciwko koszalinianom. Był tym samym jednym z najlepszych strzelców swojego nowego zespołu.
Po tym spotkaniu zgorzelczanie wpadli w marazm, nie odnosząc zwycięstwa w trzech meczach kończących tę fazę rozgrywek. Sensacyjnie polegli w Kołobrzegu, nie dali również rady Polpharmie, a o dwa "oczka" lepszy okazał się od nich Stelmet. Pomimo tych porażek, Turów zakończył sezon regularny na pierwszym miejscu w tabeli. Nie wygrywał co prawda wszystkich pojedynków z głównymi rywalami do medali, ale przeważnie nie zdarzały mu się wpadki. Już wcześniej zaczęły pojawiać się więc opinie odnośnie tego, że jest jednym z kandydatów do "złota". - Zespół ze Zgorzelca gra najrówniejszą i najlepszą koszykówkę. W nim upatruję faworyta rozgrywek - mówili eksperci, trenerzy i zawodnicy innych ekip.[nextpage]
Potwierdzenie równej formy
Drużyna z przygranicznego miasta kontynuowała świetną grę. Bardzo dobrą dyspozycję pokazała w "lidze szóstek". Wprawdzie tę część sezonu rozpoczęła od porażki z Treflem 81:86, lecz nie przegrała trzech następnych spotkań, zatrzymując się dopiero na przeciwniku z Zielonej Góry.
Potem już tylko wygrywała, notując kapitalny finisz. Na swoją korzyść rozstrzygnęła pięć meczów z rzędu, a o ich sile boleśnie przekonał się zespół z Zielonej Góry, ponosząc klęskę przed własną publicznością aż 73:102! Turów popisał się świetną skutecznością i do fazy play-off przystąpił z najwyższej lokaty.
Główny kandydat do triumfu
Koszykarze PGE bardzo rozpieścili swoich kibiców, a ci coraz śmielej zaczęli mówić o zwycięstwie w Tauron Basket Lidze. Podopieczni Rajkovicia spełniali te oczekiwania - spośród wszystkich ćwierćfinalistów najszybciej odprawili z kwitkiem swojego rywala. Potrzebowali bowiem zaledwie trzech spotkań na wyeliminowanie Polpharmy. Wielkich emocji nie przyniosły również półfinały. Anwil zdołał wygrać zaledwie jedno starcie przed własną publicznością, przegrywając tym samym rywalizację z Turowem 1:3.
Co prawda finałowy rywal zgorzelczan miał więcej czasu na odpoczynek po gładkim triumfie nad AZS-em Koszalin, jednak czuł zmęczenie po długiej ćwierćfinałowej batalii przeciwko Enerdze Czarnym Słupsk.
Zabrakło kropki nad "i"
Przed najważniejszym wydarzeniem sezonu w TBL ciężko było wskazać faworyta. Wspomniane wcześniej zmęczenie zielonogórzan oraz przewaga własnej hali, w której do tamtego momentu Turów poniósł zaledwie cztery porażki, przemawiały na korzyść zespołu z przygranicznego miasta. Już pierwsze starcie dostarczyło dużych emocji, ostatecznie kończąc się czteropunktowym triumfem Stelmetu (65:69).
Podopieczni Rajkovicia nie wykorzystali atutu gry przed własną publicznością również w drugim spotkaniu. Na zachód Polski jechali więc w bardzo trudnej sytuacji. Chyba nikt nie spodziewał się jednak, że tak szybko polegną w finałowej rywalizacji. Czwarty zespół sezonu 2011/2012 stracił formę w najmniej odpowiednim momencie. Jej szczyt przyszedł za wcześnie. Kolejny raz, tak jak i przed rokiem w walce o brązowe medale, Turów musiał uznać wyższość zielonogórzan. Trzeba jednak oddać, iż podopieczni Mihailo Uvalina trafili z dyspozycją na finałową batalię.
Roszady kadrowe
Jeszcze w trakcie rozgrywek zarząd klubu ze Zgorzelca poinformował, że trener Rajković będzie prowadził drużynę w nadchodzących rozgrywkach. Na zmianę barw zdecydował się jeden z najlepszych zawodników sezonu, Aaron Cel. Przenosi się do... Zielonej Góry. Rozmowy prowadzone są z Michałem Chylińskim i Robinsonem.
PGE Turów statystycznie:
Najlepszy strzelec: Michał Chyliński 13,5 pkt/mecz
Najlepszy zbierający: Aaron Cel 6,9 zb./mecz
Najlepiej asystujący: Russell Robinson 3,6 as./mecz
Najlepiej blokujący: Damian Kulig 1,4 b./mecz
Najlepiej przechwytujący: Russell Robinson 1,4 p./mecz.