Pytań na temat postawy Polaków na EuroBaskecie jest mnóstwo. "Czy Polacy wytrzymają presję", "Jak zagrają nasi rozgrywający", "Jak drużynę poprowadzi Dirk Bauermann", i wreszcie to najważniejsze: "Czy wyjdziemy z grupy". Można byłoby tak wymieniać w nieskończoność. Prawdę mówiąc, nie wiem, czy wyjdziemy z grupy, nie wiem, czy pokonamy Gruzję i co najważniejsze - nie wiem, jak się zaprezentujemy. Chyba nikt tego nie wie.
Polskie reprezentacje na wielkich turniejach generalnie zawodzą. Nie chcę uprawiać czarnowidztwa, ale spójrzmy na inne dyscypliny. Przykłady aż same się nasuwają - siatkarze mieli z łatwością dojść do strefy medalowej na Olimpiadzie. Gracze Andrei Anastasiego mieli rozdawać karty na IO w Londynie, po tym jak wygrali Ligę Światową. Jeszcze przed turniejem wielu obwieściło, że powrót do kraju bez medalu będzie porażką, tragedią. Tak się właśnie stało. A dlaczego? To proste. Nie wytrzymaliśmy ciśnienia, balon by tak mocno napompowany, że gracze nie udźwignęli tego ciężaru oraz presji. Można oczywiście zrzucać to na bark słabej dyspozycji, ale kto uwierzy w takie stwierdzenie, skoro trzy tygodnie wcześniej ogrywaliśmy Brazylię, USA i Bułgarię w Lidze Światowej?
Kolejnym znakomitym przykładem na to, że nie umiemy sobie radzić z presją na ważnych turniejach jest Euro 2012. Wielu z nas jeszcze przed mistrzostwami Europy dobierało sobie rywala w ćwierćfinale, robiło wyliczenia. I co? Znów wszystko na nic. A to dlatego, że Lewandowski i spółka nie potrafili stanąć naprzeciw wielkim oczekiwaniom mediów oraz kibiców. W meczu otwarcia z Grecją mieliśmy praktycznie wszystkie karty na stole, żeby wygrać to spotkanie. Ale zawsze czegoś brakowało w sytuacjach podbramkowych - a to szczęścia, a to umiejętności. Grecy przeczekali trudny moment i w drugiej połowie, mimo że grali w dziesiątkę odrobili straty, a mogli nawet wygrać!
W kolejnym meczu graliśmy z Rosją i trzeba sobie jasno powiedzieć, że nie byliśmy faworytem tego starcia. Presji nie było, więc od razu gra była inna! Postawiliśmy się Rosjanom i wywalczyliśmy jeden cenny punkt, który później i tak na nic się zdał...
W meczu o wszystko we Wrocławiu graliśmy z Czechami. Wygrana dawała nam przepustkę do upragnionego ćwierćfinału, ale tym razem to trener (Franciszek Smuda) nie wytrzymał ciśnienia, ponieważ do pierwszej jedenastki... desygnował siedmiu defensywnych piłkarzy (halo? podobno mieliśmy grać o zwycięstwo?). Zawodnikom kompletnie w tym meczu nic nie wychodziło, można zaryzykować tezę, że piłka nam bardziej przeszkadzała. Można zwalać to na bark braku umiejętności, ale znów słowo presja miała kluczowe znaczenie.
Przechodząc do koszykówki, bo to o niej mamy mówić. Zauważyłem w ostatnich dniach niepokojącą tendencję - zewsząd słyszę, że nasza reprezentacja jest już w drugiej fazie i przymierza się do pokonania kogoś z trójki - Turcja/Rosja/Włochy. Pompowanie baloniku trwa... To raczej niczemu dobremu nie wróży. Najgorzej, że niektórzy z zawodników sami to powtarzają.
Bardzo mi się podobają słowa Roberta Witki, który mówi: - Czytam te wypowiedzi, że marzy nam się medal. Nie można o czymś marzyć, trzeba po prostu wyjść na boisko z taką myślą, że każdy mecz trzeba zagrać bardzo dobrze, wejść odpowiednio w te mistrzostwa.
Podpisuję się pod tym słowami obiema rękoma. Nie chcę, żeby nasi koszykarze myśleli o tym, co może się dziać w ćwierćfinale, czy półfinale. To może być bardzo złudne, ponieważ środowy rywal - Gruzja jest bardzo, ale to bardzo niewygodny. Jeden z członków naszego sztabu szkoleniowego mówi jasno: To zespół nastawiony na ofensywę, który może zaskoczyć każdego. Trzeba na nich uważać. Absolutnie nie możemy zlekceważyć ekipy Igora Kokoskova.
Zastanawiałem się ostatnio nad tym, na co stać naszą reprezentację i nie doszedłem do żadnych wniosków. Mecze sparingowe wyglądały całkiem nieźle (o porażce z Ukrainą lepiej zapomnieć), ale turniej mistrzowski to znacznie coś innego. Czy młodzi zawodnicy (jest ich kilku w kadrze) podołają presji? Czy duet Gortat-Lampe zdominuje innych wysokich? Wierzę, że tak, ale zawsze pozostaje ta niepewność...