Adam Popek: Macie za sobą kilka meczów rozegranych na międzynarodowym turnieju MEKR'S Cup. Dwa udało się wygrać, lecz zespoły euroligowe jeszcze pozostały poza zasięgiem.
Agnieszka Szott-Hejmej: To fakt, aczkolwiek nie zaistniała kolosalna różnica między nami. Wypracowywałyśmy mnóstwo naprawdę dogodnych pozycji, lecz często po prostu nie wykorzystywałyśmy tego. Uważam, że kiedy procent trafionych rzutów wreszcie się powiększy, to przyjdą zwycięstwa. Zresztą nawet teraz zdołałyśmy przeprowadzić gro ciekawych akcji. We znaki dał się nieco okres przygotowawczy, brak świeżości. Myślę, że jeśli choć trochę częściej umieszczałybyśmy piłkę w koszu, to osiągnęłybyśmy pomyślny rezultat.
Czyli nie rozpatrujesz tych gorszych wyników w negatywnych kategoriach?
- Nie. Raczej dostałyśmy znak, że pomimo braków kadrowych, bo przecież nie ma z nami Amerykanek, czy jakichś urazów, potrafiłyśmy dobrze funkcjonować, stwarzać zagrożenie. Poza tym też nie w tej chwili mamy odnosić triumfy.
Ale chyba można dostrzec efekty pracy?
- Tak. Widać coraz twardszą obronę, składne zagrania na połowie rywala. Czasem zdarza się coś zrobić wbrew zaleceniom trenra, lecz on jest wyrozumiały. Podpowiada nam kiedy widzi, że mamy problemy. Razem z drugim trenerem Golańskim stara się ułatwić działanie swoim zawodniczkom. My natomiast próbujemy dążyć do lepszego. W ofensywie mamy sporo różnych zagrywek, więc każda może się wykazać. Nie jest tak, że całość podporządkowujemy jednej, wybranej strefie. Warto pamiętać, że nadal uczymy się siebie nawzajem, poznajemy filozofię coach'a…
Jaka to filozofia?
- Grać agresywnie w tylnej formacji. Zasada numer jeden. Atak również ma posiadać charakter dominujący. Chodzi o pewność siebie, zdecydowanie. Mimo błędów nie należy się poddawać tylko konsekwentnie pracować, pomagać sobie nawzajem.
Co wymaga poprawy?
- Wymieniana już wcześniej skuteczność. Ponadto brakuje nieco szybkości, ale ten fakt stanowi pokłosie ciężkich zajęć, które wciąż odbywamy. Głównie jednak powinnyśmy skoncentrować myśli wokół najistotniejszego czynnika, czyli tej defensywy. Krok po kroku mamy zamiar realizować nakreślony program.
Uważasz, że idziecie w dobrym kierunku?
- Owszem, choćby dlatego, iż z każdym meczem prezentujemy się coraz lepiej. Oczywiście parę elementów wymaga dłuższej praktyki, niemniej czas nam sprzyja. Ufamy sztabowi szkoleniowemu i jestem pewna, że dalej będziemy się piąć w górę.
Jakie są twoje odczucia po blisko miesięcznym pobycie pod Wawelem?
- Jest naprawdę super! Osoby będące w klubie dbają, by nic nam nie brakowało. Wszystko zostało doskonale zorganizowane. Wewnątrz drużyny panuje naprawdę świetna atmosfera. Mamy czas, aby się pośmiać i poświęcić obowiązkom. Kiedy trzeba nie zapominamy o skupieniu. Do tego kapitalną robotę wykonują nasi fizjoterapeuci. Muszę ich bardzo pochwalić.
A twoje prywatne marzenia?
- Nieśmiało rozmawiamy o odzyskaniu tytułu mistrzowskiego. Wiem, że polkowiczanki będą silne, co pokazały notabene przy okazji występów w Trutnovie, ale podejmiemy walkę. Nie położymy się. Ja z kolei zadebiutuję w Eurolidze… Może dziwnie to brzmi, biorąc pod uwagę mój wiek, lecz chciałabym wywalczyć awans do FinalEight i tym okrasić pionierski sezon na europejskich parkietach. Byłoby cudownie, gdybyśmy dokonały tej sztuki.