Karol Wasiek: Jak się odnajdujesz w kraju po kilku latach przerwy?
Cezary Trybański: Koszykówka w sumie niczym wielkim się nie różni, na całym świecie polega to na tym samym, żeby trafić do kosza przeciwnika. Aczkolwiek dostrzegam kilka takich różnic. Chociażby taką, że kiedy atakujesz ręce przeciwnika w ofensywie to tutaj faule nie są odgwizdywane, co w Stanach, czy w innych ligach europejskich było traktowanie jako przewinienie. Nie można uderzać ręką w tablicę przy blokach, bo od razu są zaliczane punkty. Do tych zmian trzeba się po prostu przyzwyczaić.
A jak człowiek z wielkiego Phoenix odnajduje się w małym Starogardzie Gdańskim?
- Kiedy grasz w koszykówkę to zdarza się, że podróżujesz po mniejszych, czy większych miastach. Akurat trafiłem do małego miasteczka, ale prawdę mówić do tej pory nie miałem okazji nic zobaczyć, ponieważ większość czasu spędzamy w hali na treningach. Teraz zaczęły się turnieje, więc praktycznie cały czas jesteśmy w rozjazdach.
Czyli czasu "na nudę" nie ma?
- Nie, zawsze jakoś sobie ten czas dobrze zagospodaruję. Nie ma czegoś takiego, że siedzę w domu i nic nie robię.
Ostatni rok spędziłeś na zapleczu ligi litewskiej. Transfer do Polpharmy jest sportowym awansem dla ciebie?
- Nie, ponieważ nie widzę jakieś wielkiej dysproporcji pomiędzy tym, co było na Litwie, a tym co jest tutaj. Tam też byli wysocy zawodnicy, którzy walczyli o piłkę. Na tę chwilę nie widzę ogromnej różnicy.
Za wami kilka meczów sparingowych. Pokusisz się o taką wstępną ocenę tego, czy ten poziom polskiej ligi poszedł do góry?
- Ciężko cokolwiek powiedzieć o poziomie, ponieważ są to tylko mecze sparingowe i każdy trener do tego inaczej podchodzi. Jedni chcą za wszelką cenę wygrywać, z kolei drugim zależy na wdrażaniu taktyki i obserwowaniu tego, jak zachowują się poszczególni zawodnicy.
Podczas meczów sparingowych można z trybun usłyszeć okrzyki "NBA" w twoją stronę. Czy ty to w ogóle słyszysz?
- Kiedy jesteś na boisku to tak naprawdę koncentrujesz się tylko i wyłącznie na tym, co dzieje się na parkiecie. Wyłączam się z tego, co dzieje się poza boiskiem, aczkolwiek czasami przy rzutach wolnych dochodzą do mnie takie słuchy.
Jak na to reagujesz?
- Moją pasją jest koszykówką. Uważam siebie za szczęśliwca. W swojej karierze widziałem niemal wszystko. Mogłem zobaczyć NBA od zaplecza, teraz jestem tutaj w Starogardzie Gdańskim i z tego się bardzo cieszę.
Jest taka jedna rzecz, która ci szczególnie utkwiła w pamięci z pobytu w NBA?
- Jest wiele takich rzeczy, ale do dzisiaj pamiętam mecz, kiedy graliśmy przeciwko Washington Wizards i Michael Jordan rzucił 45 punktów w czasie trzech kwartach, po czym usiadł sobie na ławce i obłożył kolana lodem. To są niezapomniane wrażenie.