Rusza nowy sezon Basket Ligi Kobiet
Żeńska ekstraklasa po raz pierwszy wystartuje pod egidą BLK. Tytułu broni CCC Polkowice, choć chęć na jego odzyskanie ma Wisła Can Pack. Nie zabraknie również debiutantów.
Poprzednia edycja rozgrywek była bez wątpienia pomyślna dla dolnośląskiego klubu, który sięgnął po złoty medal. Ten wyczyn z pewnością zostanie w pamięci wszystkich sympatyków, ale jak głosi stare prawidło - na szczycie trudniej jest się utrzymać aniżeli go zdobyć. Dlatego podopieczne Jacka Winnickiego od kilku tygodni ciężko pracują, by sprostać oczekiwaniom. Co ciekawe nie przegrały one żadnego letniego sparingu, triumfując m in. w prestiżowym turnieju MEKR’S Cup, gdzie podczas finałowej batalii pokonały rosyjskie Dynamo Kursk. Miały one okazję też mierzyć się z polskimi drużynami i tutaj przewaga Pomarańczowych wcale nie miażdżyła. KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wlkp. okazał się gorszy o zaledwie pięć punktów, a KING Wilki Morskie Szczecin poległy po dogrywce. Owy fakt najlepiej pokazuje, że w zmaganiach o stawkę niekoniecznie będzie można wskazywać bezapelacyjnych faworytów. Modyfikacjom uległ skład. Nie zobaczymy już dwóch absolutnie najważniejszych postaci ubiegłych miesięcy, czyli Lai Palau oraz Nneki Ogwumike. W życie nie wszedł zaś kontrakt Elisy Aguilar, więc pozyskano Ausrę Bimbaite, a także doświadczoną, acz nieprzewidywalną podkoszową Janel McCarville. Pojawił się również nowy zestaw Polek. Do Polkowic zawitały m in. reprezentantki kraju - Martyna Koc i Paulina Misiek. Sztabowi szkoleniowemu pozostaje zatem spróbować znów zbudować kolektyw, który poradzi sobie nie tylko na własnym podwórku, ale równocześnie pośród międzynarodowego towarzystwa. - Wiadomo, że stale jesteśmy w okresie przedsezonowym, więc potrzebujemy czasu żeby poznać wzajemne przyzwyczajenia. Dopiero kiedy to nastąpi całość zacznie właściwie funkcjonować - uważa Magdalena Leciejewska. 27-latka drugi raz z rzędu przywdzieje trykot CCC.
Bez znaczących zmian nie obyło się pod Wawelem. Pożegnano chimeryczną gwiazdę Tinę Charles i jej rodaczkę Alanę Beard, budując znacznie bardziej wyrównany, a jednocześnie wszechstronny zespół. Pokieruje nim Słowak, Stefan Svitek, który przez ponad dwie dekady trudził się basketem jako zawodnik. Wcześniej prowadził on Good Angels Koszyce czy MBK Ruzomberok. Do stolicy Małopolski przyjechały ponadto Agnieszka Szott-Hejmej, notabene od paru lat kuszona przez krakowski klub, Marta Jujka oraz mierząca ciut ponad dwa metry Łotyszka Zane Tamane. Po zakończeniu ligi WNBA natomiast dojadą doskonale znana kibicom Erin Phillips, eks-polkowiczanka Jantel Lavender plus posiadająca węgierski paszport Allie Quigley. Sprawia to, iż coach ma ogromne pole manewru przy ustalaniu założeń taktycznych. - Zależało nam aby zaistniała duża wymienność pozycji. Rozpatrując tylko wąską rotację tworzy się kilkanaście opcji zestawienia pierwszej piątki - dopowiada Generalny Menedżer, Piotr Dunin-Suligostowski. W towarzyskich potyczkach można było zauważyć, że wiślaczki ewidentnie wielką wagę przykładają do defensywy. Część spotkań wygrały właśnie dzięki tylnej formacji. - Ona daje pewność siebie, przewagę. Wielokrotnie bowiem po przeciwnej stronie parkietu różnie się dzieje. Wtedy trzeba jakoś niwelować mankamenty. Każdego dnia chcemy notować progres w wymienionym względzie i być nieustępliwym. To de facto coś, od czego zaczynamy. Kiedy nie ma finezji należy umieć daną konfrontację wyszarpać -twierdzi opiekun Białej Gwiazdy. Przy okazji wspomnianych gier Wisła udowadniała swoją wyższość m in. nad ROW-em Rybnik, TSV Wasserburg, wymienianym MBK, lecz zabrakło trochę do silnych USK Praga i Dynama Kursk.