Pierwsza kwarta rozpoczęła się od dominacji przyjezdnych. Po trafieniu Tony`ego Wedden`a za trzy punkty Śląsk prowadził 7:2. Nagle oszołomieni tym naporem gospodarze przebudzili się i szybko odpowiedzieli, głównie za sprawą Tomasza Celeja i doprowadzili do remisu 9:9. Dalsze minuty tej kwarty ponownie upływały pod dyktando gości, którzy małymi kroczkami powiększali przewagę. Miejscowi byli bezradni w akcjach podkoszowych Marcina Stefanskiego. Zespół z Wrocławia nadal grał konsekwentnie swoje i na krótka przerwie schodził z zaliczką 8 "oczek" (26:18).
Trzy minuty drugiej odsłony ponownie należały do Weeden'a, wspomaganego przez Kamila Chanasa. Obaj koszykarze rzucili w tym czasie po 5. punktów i Znicz przegrywał już 24:38. Jednak żeby tego nie było mało po kolejnych kilku akcjach przewaga Wrocławian się powiększała, do tego stopnia, iż po rzucie Roberta Skibniewskiego wynosiła już 18. "oczek" (47:29). Od tego momentu Jarosławianie próbowali odrabiać straty. Podopieczni Stanisława Gierczaka w końcu zaczęli grać jak przystało na poziom ekstraklasowy. Dobra gra Marcina Ecki, który dwoił się i troił, oraz pomoc ze strony kolegów doprowadziła do zniwelowania strat do 8 punktów (42:50).
Trzecia część meczu przez pierwsze 5 minut wyglądała bardzo wyrównanie. Żadnej ze stron nie udało się zaskoczyć rywali a wynik widniał 48:59. Po tych kilku minutach Jarosławianie znów przeszli do kontrofensywy. Sygnał do ataku dał Ecka zdobywając 4 punkty pod rząd, także 4 punkty dorzucił Grady Reynolds i Znicz przegrywał już 56:59. W kolejnej akcji niechlubnym wyczynem pochwalił się Weeden, faulując umyślnie. Dla tego zawodnika było to już piąte przewinienie. W konsekwencji tego zagrania Brandun Hughes trafił dwa osobiste i piłka była rozgrywana z boku przez gospodarzy, którzy nie potrafili zakończyć akcji zdobyczą punktową. Jak to się robi pokazał Chanas trafiając równo z syreną zza linii 6.25 i ustalając wynik przed ostatnią kwartą 58:62.
Ostatnia część meczu zapowiadała wielkie emocje i takie też były. Tuż po rozpoczęciu tej odsłony 2 osobiste Celeja i "trójka" Reynoldsa doprowadziły do tego, że Znicz wyszedł na pierwsze w tym meczu prowadzenia 63:62. Nie trwało to jednak długo gdyż Skibniewski faulowany w akcji podkoszowej doprowadził do remisu, trafiając za 1 punkt. Kolejne 2 minuty obie strony zagrały rażąco nieskutecznie i żadna z ekip nie potrafiła zakończyć akcji koszem. Po tych kilku minutach przestoju ponownie walka rozgorzała na dobre i nikt nie odpuszczał, a wynik oscylował wciąż w okolicach remisu. Na 24 sekundy przed dźwiękiem syreny kończącej cały mecz po jednym trafieniu z linii rzutów osobistych Ecki, miejscowi wyszli na 4-punktowe prowadzenie 75:71 i nikt z licznie zgromadzonej publiczności nie wierzył, że team znad Sanu może to spotkanie przegrać. Stało się jednak inaczej. Tuz po przerwie na żądanie trenera gości Rimasa Kurtinaitisa za trzy punkty trafił Chanas. Nic złego by się jednak nie stało gdyż Jarosławianie nadal prowadzili i mieli piłkę po swojej stronie. W kolejnej akcji faul ofensywny popełnia jeden z zawodników Znicza. W odwecie nie pilnowany Chanas trafia z pół dystansu i wyprowadza swój zespół na jednopunktowe prowadzenie 76:75. Miejscowym pozostało na ostatnią akcje meczu i przechylenie szali zwycięstwa na własna korzyść niespełna 3 sekundy. Niestety rozpaczliwy rzut Hughesa nie znalazł drogi do kosza i goście cieszyli się z pierwszego zwycięstwa w tym sezonie.
Sokołów Znicz Jarosław – Basco Śląsk Wrocław 75:76 (18:26, 24:24, 16:12, 17:14)
Znicz: G.Reynolds 19 (1), T.Celej 17 (2), M.Ecka 12 (1), M.Miszczuk 8, G.Kukiełka 6 (2), A.Mikołajko 6, K.Nowak 5, B.Hughes 2, T.Fortuna 0.
Śląsk: K.Chanas 22 (4), M.Stefański 19, T.Weeden 14 (4), R.Skibniewski 9, B.Diduszko 8, J.Reibel 4, P.Hałas 0, A.Mielczarek 0.