Pierwsza połowa spotkania rozgrywanego przy opustoszałej Hali Stulecia uśpiła oba zespoły i ciężko oglądało się ich grę. Turowowi brakował koncentracji, co dwukrotnie rozwścieczyło Miodraga Rajkovicia, energicznie reagującego przy linii bocznej, który brał czasy na żądanie, aby przerywać złe momenty swojej ekipy. Schodząc na przerwę polski zespół miał 12 punktów straty.
Drugą połowę otworzyły dwie trójki Keitha Langforda - po nich Armani prowadziło już 50:32, tak więc oscylowało wokół "magicznej" granicy 20 oczek różnicy. Pod koniec trzeciej odsłony PGE postanowiło jednak powalczyć i przyciskało w obronie. Efektem tego był potężny upadek C.J. Wallace'a, który był faulowany podczas rzutu trzypunktowego. Były to jednak pojedyncze zrywy, które w ogólnym rozrachunku niewiele dały. Nie do powstrzymania był Samardo Samules, były zawodnik m.in. Cleveland Cavaliers, który był na innym poziomie niż gracze Turowa. Ostatecznie to włoski zespół cieszył się z wygranej w turnieju.
PGE Turów Zgorzelec 66:80 (16:22, 11:17, 22:23, 17:18)
Emporio Armani: Samuels 17, Moss 16, Langford 16, Jerrells 11, Wallace 8, Gentile 6, Cerella 2, Melli 2, Haynes 2
Turów: Dylewicz 17, Wiśniewski 12, Zigeranović 9 Kulig 8, Jaramaz 8, Chyliński 5, Taylor 3, Krestinin 2
Wnioski? Armani oceniać nie będę bo po prostu nie mam pojęcia jak stoją w lidze a nawet nie wiem wstyd się przyznać czy grają Czytaj całość