Porażka, której miało nie być - relacja z meczu Wisła Can Pack Kraków - Rivas Ecopolis Madryt

Białą Gwiazdę przed spotkaniem stawiano w roli faworyta. Jeszcze początek meczu dawał powody do optymizmu, ale potem sprawy przybrały negatywny bieg. Zwłaszcza trzecia kwarta wypadła słabo.

Wiślaczki rozpoczęły bardzo dobrze. Podobnie jak w konfrontacjach ligowych szybko potrafiły zaznaczyć przewagę nad przeciwnikiem, co stanowiło pozytywny znak wobec dalszych fragmentów. Wśród wyjściowej piątki znalazło się miejsce również dla dwóch Polek - Agnieszki Szott-Hejmej i Justyny Żurowskiej. Gospodynie preferowały dość szybką grę, dzięki czemu łatwo zaskakiwały rywalki. Aktywna była Cristina Ouvina, która co chwilę dogrywała piłki koleżankom. Allie Quigley zaś doskonale wykorzystywała umiejętności strzeleckie, przejmując ciężar poczynań ofensywnych. Efektem tego był wynik - 18:8. Warto zaznaczyć, że podopieczne Stefana Svitka wręcz dominowały na tablicach, gdzie znacznie częściej zbierały piłki.

Przyjezdne złapały właściwy rytm dopiero pomiędzy pierwszą, a drugą "ćwiartką". Wówczas odpowiedzialność wzięły Frida Eldebrink i Vega Gimeno. Trzeba uczciwie przyznać, że lepiej niż atak prezentowała się ich defensywa. Trener Jose Ignacio Hernandez dał wyraźny sygnał, żeby nie pozostawiać koszykarkom Białej Gwiazdy tyle wolnego miejsca, co podziałało. Osiem minut przed finiszem połowy jego kolektyw przegrywał tylko 18:24. Na szczęście dla kibiców zgromadzonych w hali przy ulicy Reymonta momentalnie zareagowały Jantel Lavender oraz Zane Tamane, szybko zażegnując niebezpieczeństwo. Wspomniany duet wspomagała Agnieszka Szott-Hejmej, debiutująca w rozgrywkach Euroligi.

Jose Ignacio Hernandez powrót pod Wawel zwieńczył zwycięstwem
Jose Ignacio Hernandez powrót pod Wawel zwieńczył zwycięstwem

Skuteczność nie zachwycała. Tak działo się również tuż po zmianie stron. Obie ekipy sporą część rzutów pudłowały, dlatego scenariusz nie obfitował w efektowne wydarzenia. Do czasu.

Mankament wśród wicemistrzyń Polski stanowiły straty. Zespół momentami za bardzo chciał, co skutkowało pochopnymi, błędnymi decyzjami. Podreperować bilans swojego teamu starała się Laura Gil. 21-latka szukała dla siebie miejsca w polu trzech sekund i czasami osiągała zamierzony cel. Gdy dołączyła do niej Eldebrink role niespodziewanie się odwróciły. Srebrne medalistki BLK nie wiedzieć czemu kompletnie zatraciły efektywność. Sztab szkoleniowy non stop motywował je do walki, lecz brakowało odzwierciedlenia w jakości poczynań, odnajdywaniu czystych pozycji i wreszcie wykańczaniu danych zagrywek. Pożądane rezultaty przynosiły przeważnie kontry. Inne warianty zawodziły do tego stopnia, że w decydującej batalii przedstawicielki oddalonej o 15 kilometrów od Madrytu miejscowości Rivas wygrywały 56:51.

Co ciekawe, dzięki uporowi, a także ambicji dawały one radę wręcz wyrywać piłkę z rąk graczy małopolskiej drużyny. Całość sprawiła, iż końcówka upływała pod znakiem ogromnych emocji. Minutę przed syreną nadzieję w serca fanów wlały Ouvina i Lavender, zdobywając punkty na wagę remisu 58:58. Amerykanka chwilę później powtórzyła wyczyn, niemniej ostatnie słowo powiedziała Eldebrink. Szwedka z półdystansu umieściła piłkę w koszu i mimo łez z powodu doskwierającego urazu zniknęła pośród rozradowanych koleżanek.

W Wiśle zabrakło Erin Phillips.

Wisła Can Pack Kraków - Rivas Ecopolis Madryt 60:62 (22:14, 11:9, 11:18, 16:21)

Wisła: Lavender 19, Quigley 12, Tamane 10, Szott-Hejmej 8, Żurowska 4, Ouvina 4, Pawlak 3, Krężel 0.

Rivas: Eldebrink 18, Casas 13, Nicholls 10, Gil 8, Ocete 4, Allison 4, Gimeno 4, Bermejo Moreno 1, Schumacher 0.

Źródło artykułu: