J.P. Prince śmiało może kandydować do przezwiska "Mr. Everything". Amerykanin to drugi najlepszy strzelec swojego zespołu (13,5 punktu), drugi najlepszy zbierający (5,8 zbiórki), drugi przechwytujący (1,2 przechwytu), a także czwarty asystującym (3 asysty).
- Mr. Everything? Nie, jestem po prostu J.P. i chciałbym by wszyscy tak się do mnie zwracali - mówi zawodnik - Poza tym, nie uważam by moje statystyki były jakieś wyjątkowe. Jestem typem koszykarza, który angażuje się we wszystko będąc na parkiecie, ale uważam, że mogę grać lepiej. Zapytany o konkrety, odpowiada bez wahania - Punkty, asysty, zbiórki, przechwyty... Wszystko.
Działacze PGE Turowa Zgorzelec długo poszukiwali koszykarza na pozycję numer trzy, który spełniłby ich oczekiwania. Po kilku nieudanych próbach, ostatecznie wybór padł na absolwenta University of Tennessee i z pewnością była to dobra decyzja. Prince szybko zaadaptował się w zespole, a sam zespół złapał właściwy rytm, wygrywając cztery ostatnie spotkania.
- Moja forma to również efekt dobrej gry całego zespołu. Każdy z nas, graczy PGE Turowa, nic nie jest w stanie zrobić w pojedynkę. Co innego jak jesteśmy zespołem, wówczas możemy wygrywać seryjnie
- dodaje Prince.
O mały włos jednak, w ostatniej kolejce zgorzelczanie ulegliby na własnym parkiecie Enerdze Czarnym Słupsk. Choć w trzeciej kwarcie mieli już 15 oczek przewagi (59:44), gościom udało doprowadzić się do nerwowej końcówki (78:78).
- To było całkowicie niepotrzebne. Zaczęliśmy grać leniwie, mieliśmy problemy z trafianiem do kosza, a nasi przeciwnicy z kolei grali bardzo konsekwentnie, choć również mieli trochę uśmiechu losu. Na szczęście, zachowaliśmy zimną głowę w decydującym momencie, gdy przede wszystkim szukaliśmy prostych rozwiązań - tłumaczy Prince, dodając - W następnym spotkaniu to nie może się powtórzyć. Grając z Rosą, musimy od początku narzucić swój styl gry, a potem tylko kontrolować bezpieczną przewagę. Tylko, albo aż, ale wierzę, że grając skuteczną obronę, pokonamy ekipę z Radomia.
[/b]