Karol Wasiek: Czytasz czasami opinie na swój temat, które pojawiają się w mediach?
Marcin Stefański: Czasami mi się zdarzy coś przeczytać (śmiech). A do czego zmierzasz?
Ostatnio Cezary Trybański stwierdził, że grasz nieczysto i wszyscy o tym w lidze doskonale wiedzą. To jak jest z tym Marcinem Stefańskim?
- Myślę, że grać agresywnie to nie znaczy jednocześnie, że grać nieczysto. Nie każdy po prostu lubi być odcinanym od podań, krytym indywidualnie przez całe spotkanie. Jeśli ktoś gra na 120 procent swoich możliwości to nie oznacza, że ktoś gra nieczysto. On też walczył twardo, ale nie trzeba od razu płakać.
Myślisz, że przez ten agresywny styl gry jesteś częściej na radarze u sędziów niż inny gracze?
- Myślę, że sędziowie znają mnie, ponieważ nie gram w lidze pierwszy sezon. Dobrze o tym wiedzą, że nie chcę nikomu zrobić krzywdy. Spójrzmy na sytuację w meczu z Anwilem Włocławek, gdzie Paul Graham doznał kontuzji, ale ja z tym nie miałem nic wspólnego. Stałem w miejscu i był wymuszony faul ofensywny. Takie sytuacje się po prostu zdarzają.
Często się mówi o tobie, że jesteś boiskowym brutalem. Jak się do tego odniesiesz?
- Kompletnie się z tym nie zgadzam. Nie jestem żadnym boiskowym brutalem, czy chamem. Na pewno sędziowie zwracają uwagę częściej na mnie niż na innych zawodników. Tak jak wcześniej już to mówiłem, nie chcę nikomu zrobić krzywdy.
Jednak poza boiskiem jesteś oazą spokoju, często dowcipkujesz, tymczasem na boisku już tak wesoło z tobą nie ma.
- Jestem spokojny, bo mam żonę, dziecko, rodzinę. W domu tryskam spokojem, ale na boisku jak wychodzę to ten wulkan budzi się we mnie. Coś mam wspólnego z Radkiem Hyżem, który na co dzień jest bardzo spokojnym człowiekiem, ale jak wchodzi na parkiet to jest naprawdę agresywny (śmiech).
Często jednak prezesi, trenerzy wolą mieć takich zawodników w składzie.
- Na pewno miło jest słyszeć, kiedy trener mówi, że jesteś potrzebny drużynie. Uważam, że tacy zawodnicy są potrzebni w każdym zespole, którzy motywują, pokazują na meczach, treningach, że wolą walki można nadrobić pewne mankamenty. Umówmy się, ale w polskiej lidze często jest tak, że właśnie tymi elementami wygrywa się mecz. Większość drużyn prezentuje podobny poziom, więc w momencie kiedy nie starasz się, nie walczysz to każdy mecz możesz przegrać.
Masz takiego rywala w TBL, z którym lubisz rywalizować?
- Pamiętam, że zawsze fajnie mi się rywalizowało z Qyntelem Woodsem, czy w ostatnim sezonie z Hosleyem. Na pewno jest takich kilku zawodników, z którymi lubię rywalizować. Lubię ludzi, którzy walczą, bo ja też jestem podobnym graczem, ale bardzo szanuję zawodników, którzy grają z wielka finezją.
Ty, jak i Piotr Szczotka w tym sezonie musicie grać na pozycji numer pięć, gdzie rywalizujecie z mocniejszymi od siebie fizycznie zawodnikami, ale w większości przypadków to wy wychodzicie górą z tych pojedynków. Jakaś złota recepta?
- To na pewno nie jest jakaś super komfortowa sytuacja dla nas, bo jednak parę centymetrów brakuje. Nie jesteśmy strzelcami z dystansu, ale nadrabiamy to walecznością, wolą walki. Na polską ligę często to wystarcza.