Do Koszalina LaceDarius Dunn przychodził z łatką snajpera, który z łatwością potrafi zdobywać wiele punktów. Wszystko wskazywało na to, że będzie jedną z gwiazd Tauron Basket Ligi. Amerykanin jednak od samego początku miał kłopoty. W czterech pierwszych meczach zdobył łącznie zaledwie 31 punktów i w Koszalinie zaczęto zastanawiać się, czy podjęto słuszną decyzję. Później Dunn zagrał dwa dobre mecze - ze Stelmetem rzucił 25 punktów, z kolei z Anwilem Włocławek zdobył 19 oczek i te myśli o jego zwolnieniu poszły w niepamięć.
Trener Gasper Okorn zaczął wykorzystywać Dunna do nieco innych zadań. Amerykanin zaczął częściej obsługiwać kolegów, stając się bardziej role-playerem niż prawdziwym snajperem. - Wygląda na to, że Lace czuje się całkiem dobrze w roli zadaniowca. Dużo asystuje, nieźle broni. Może wynika to również z tego, że nasi przeciwnicy, znając jego umiejętności strzeleckie, odcinają go od pozycji rzutowych, przez co robią miejsce dla innych naszych opcji w ataku - mówił wówczas Marcin Kozak, prezes AZS Koszalin.
Jednak w ostatnią niedzielę Dunn pokazał, że drzemie w nim spory potencjał ofensywny. W całym meczu rzucił aż 34 punkty - trafiając sześć rzutów za trzy. Kibice na długo zapamiętają jego akcję, kiedy to na sekundę przed końcem spotkania wymusił przewinienie A.J. Waltona przy rzucie za trzy punkty. Amerykanin trafił wszystkie wolne i doprowadził do dogrywki. Warto podkreślić, że w samej czwartej kwarcie oraz dogrywce Dunn zdobył aż 15 oczek.
- To niesamowite, czego dokonał w tym spotkaniu Lace. Wiem, że kibicom bardzo się to podobało. Te indywidualne wyczyny Dunna wyglądały nieco jak z innej planety. Jego rzuty oraz penetracje były na innym poziomie. Chciałbym pogratulować mu znakomitego występu - podkreślał po meczu trener Gasper Okorn, który całkowicie odmienił drużynę z Koszalina.