Drużyna Polpharmy w meczu z Rosą "wróciła z dalekiej podróży". Po fatalnej, przegranej 5:20 trzeciej kwarcie mało kto wierzył w to, że Kociewskie Diabły będą jeszcze w stanie nawiązać wyrównaną walkę z radomianami. Sygnał do odrabiania strat dał Michael Hicks.
Jak się później okazało, wysiłki Amerykanina nie poszły na marne. W dramatycznych okolicznościach przyjezdni pokonali ekipę z Mazowsza zaledwie jednym punktem (64:63-przyp.red.), a jedne z decydujących rzutów oddał właśnie Hicks. W sobotni wieczór łącznie uzyskał 22 "oczka" w nieco ponad 28 minut spędzonych na parkiecie. Dołożył do tego 7 zbiórek w obronie.
Czy był to najlepszy występ tego zawodnika w tym sezonie? - Nie. Lepszy był ten, w którym miałem 12 punktów i 6 asyst - przypomina starcie pierwszej kolejki Tauron Basket Ligi, przeciwko Czarnym Słupsk. Wtedy jednak jego zespół przegrał 74:82. Świetne statystyki amerykański koszykarz zanotował także w meczu ze Śląskiem, lecz również był to pojedynek przegrany. - Nie chcę jednak mówić, że to moje najlepsze spotkania, bo takie na pewno nadejdą. Trenuję przecież po to, aby grać coraz lepiej - zapowiada.
Sobotnia konfrontacja w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji dostarczyła wielu emocji i dramaturgii do ostatniej syreny. Z drugiej strony trzeba otwarcie przyznać, iż miała bardzo nierówny przebieg. - Zawsze ciężko jest grać przez cały mecz na dobrym poziomie, utrzymać go i być skoncentrowanym - wyjaśnia Hicks. O czym rozmawiali przed ostatnią częścią zawodnicy i sztab szkoleniowy Polpharmy? - Po fatalnej trzeciej kwarcie chcieliśmy odzyskać płynność w grze, choć zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będzie to łatwe zadanie, bo Rosa to dobra drużyna. Zależało nam na egzekwowaniu założeń taktycznych, czyli tym, co udawało nam się w pierwszej połowie. W czwartej kwarcie dopięliśmy swego, co potwierdza, że w sporcie nigdy nie należy się poddawać i trzeba zawsze walczyć do końca - podkreśla.
Poprzedni rok, a przede wszystkim pierwsza runda obecnych rozgrywek, nie była dobra w wykonaniu Farmaceutów. - Powiem więcej, była bardzo kiepska - otwarcie przyznaje nasz rozmówca. Udanie rozpoczęli jednak kolejne 12 miesięcy. - Na pewno rozpoczęty będzie o wiele lepszy - Amerykanin nie ma wątpliwości.