Korie Lucious miał kończyć ostatnią akcję

O losach sobotniego spotkania trzynastej kolejki TBL, pomiędzy Rosą a Polpharmą, zadecydowały końcowe fragmenty. Wojciech Kamiński zdradza, jak miała wyglądać ostatnia akcja.

Nowy, 2014 rok rozpoczął się źle dla Rosy. Po zeszłotygodniowym zwycięstwie nad Stabill Jeziorem Tarnobrzeg fani radomskiej drużyny liczyli na drugą wygraną z rzędu. Ich nastroje popsuła jednak Polpharma Starogard Gdański, triumfując na Mazowszu 64:63.

Choć prowadzenie w tym spotkaniu zmieniało się jak w kalejdoskopie - po pierwszej połowie 4 punkty zaliczki mieli przyjezdni, by po trzeciej kwarcie to gospodarze wyszli na 11 "oczek" przewagi - to o końcowym rezultacie i tak zadecydowały ostatnie fragmenty. Sygnał do odrabiania strat dał Kociewskim Diabłom Michael Hicks.

Na niespełna 18 sekund przed końcową syreną zza linii 6,75 m celnie przymierzył Courtney Eldridge. O czas poprosił wtedy Wojciech Kamiński. Po powrocie na parkiet i wznowieniu zza linii bocznej piłkę otrzymał Korie Lucious. Jak się później okazało, miał ją do samego końca meczu. Decydującego rzutu jednak nie trafił. Czy tak miała wyglądać ta akcja? - Chcieliśmy zagrać trochę inaczej, ale sugestia była rzeczywiście taka, żeby Korie zagrał jeden na jeden - odpowiada szkoleniowiec Rosy. - Jest na tyle szybki, że minął obrońcę, ale nie trafił dwóch rzutów spod kosza. Szkoda, bo na pewno on jest w stanie takie rzuty trafiać - dodaje.

Amerykanin nie trafił kluczowego dla losów spotkania rzutu
Amerykanin nie trafił kluczowego dla losów spotkania rzutu

"Kamyk" porażki doszukuje się nie tylko w tej konkretnej sytuacji. - To nie jest wina ostatniego rzutu, ale dużo wcześniejszych wydarzeń, chociażby ta akcja, kiedy "dwa plus jeden" zagrał Hicks, lecz nie trafił wolnego, jego koledzy zebrali piłkę i trafili z dystansu - przypomina trener radomian. - To jest akcja za pięć punktów. Takie rzeczy bolą - kończy.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Komentarze (0)