Wielkie zdziwienie towarzyszyło kibicom w Zgorzelcu, gdy na początku drugiej kwarty koszykarze PGE Turowa przegrywali ze Stabillem Jezioro Tarnobrzeg 19:28. W barwach gości bardzo dobrze radził sobie duet Marcin Nowakowski - Szymon Łukasiak, lecz tylko do czasu. Gospodarze szybko odzyskali rytm a pod koniec pierwszej połowy przełamali przeciwników, wygrywając do przerwy 40:36.
- Poza pierwszym fragmentem spotkania, reszta meczu ułożyła się w dokładnie taki sposób, w jaki sobie życzyliśmy. Chcieliśmy grać agresywnie i skutecznie i to nam się udało - komentował po ostatniej syrenie meczu Filip Dylewicz.
Polski skrzydłowy już do przerwy miał na swoim koncie 10 punktów, a na koniec meczu okazał się drugim najlepszym strzelcem zespołu z dorobkiem 16 oczek (6/11 z gry). Miał także sześć zbiórek, cztery faule wymuszone oraz dwa przechwyty. Również dzięki jego grze, PGE Turów złapał wiatr w żagle w trzeciej kwarcie, którą wygrał aż 32:15, i tym samym przed ostatnią odsłoną musiał "jedynie" pilnować przewagi 21 oczek. Ostatecznie wygrał właśnie taką różnicą punktów, 84:63.
[i]
- Zagraliśmy bardzo zespołowo. Wynik 28 asyst mówi sam za siebie, dodatkowo to aż 28 asyst przy jedynie 11 stratach. Bardzo ważne jest również to, że w meczu wystąpili także gracze, którzy zazwyczaj mają mniej szans na pojawienie się na parkiecie. Dzisiaj wszyscy dołożyli się do ogólnego dorobku drużyny i wywiązali ze swoich szans. To bardzo ważna wygrana dla naszego zespołu[/i] - dodaje Dylewicz.
PGE Turów wygrał po raz trzeci z rzędu i jednocześnie czwarty mecz w pięciu ostatnich kolejkach. Notując aż 28 asyst, drużyna pobiła swój dotychczasowy rekord (26) ustanowiony na początku stycznia w meczu z AZS Koszalin. Wówczas jednak starcie zakończyło się dopiero po dogrywce.
BLOKOWANY TO BLOKOWANY...
maile proszę wysyłać na adres; administracja@sportowefakty.pl