W ostatnim czasie radomianie spisują się naprawdę bardzo solidnie - wygrali pięć z siedmiu meczów i umocnili się na szóstej pozycji w ligowej tabeli i tak naprawdę potrzebują jednego zwycięstwa, żeby zapewnić sobie udział w górnej "szóstce". Z drugiej jednak strony rywale Rosy w ostatnich czterech meczach nie będą łatwi - gracze Wojciecha Kamińskiego zmierzą się na wyjeździe z PGE Turowem, AZS Koszalin, z kolei u siebie podejmą Trefl Sopot oraz Anwil Włocławek.
W piątkowy wieczór radomianie będą chcieli wreszcie pokonać ekipę ze Zgorzelca, z którą w tym sezonie już dwukrotnie przegrali - w lidze oraz w ćwierćfinale Intermarche Basket Cup. - Poprzednie mecze nie mają żadnego znaczenia - zauważa jednak Kamil Łączyński, rozgrywający Rosy Radom.
W spotkaniu o awans do Final Four Pucharu Polski radomianie byli bardzo blisko odniesienia zwycięstwa, ale w końcówce popełnili proste błędy, co skrzętnie wykorzystali gracze Miodraga Rajkovicia. - Przede wszystkim musimy zatrzymać kontratak. W meczu pucharowym blisko połowę punktów straciliśmy z szybkiego ataku - podkreśla Łączyński, który przyznaje, że w ekipie PGE Turowa jest kilku liderów.
- Każdy z graczy jest bardzo groźny i w każdym meczu kto inny może być liderem. Ostatnio liderami punktowymi są Prince i Kulig, więc ograniczenie ich zdobyczy może mieć duże znaczenie dla losów meczu - ocenia gracz Rosy Radom.