PGE Turów Zgorzelec pokonał Rosę Radom 68:65, choć dramatyczne okoliczności w końcówce meczu zafundował sobie na własnę życzenie. Wszak w drugiej kwarcie gospodarze prowadzili różnicą prawie 30 punktów (34:8), a po dwudziestu minutach przewaga wynosiła 19 oczek, 42:23.
- Zdecydowanie zbyt szybko uwierzyliśmy, że ten mecz jest już nasz, że możemy go łatwo wygrać. Po pierwszej połowie mieliśmy bardzo dużą przewagę, tablica wyników pokazywała prawie 20 oczek, więc wydawało się, że jesteśmy bezpieczni. Tymczasem trzeba było grać do końca - powiedział po ostatniej syrenie skrzydłowy Damian Kulig.
27-letni zawodnik jest kluczowym graczem PGE Turowa w tym sezonie. W każdym meczu notuje przeciętnie 15,6 punktu i 5,5 zbiórki, zaś przeciwko radomianom zdobył 14 oczek, miał siedem zbiórek i rozdał dwie asysty. Jego dobra postawa nie zdałaby się jednak na wiele, a wszystko przez drugą połowę, którą gospodarze przegrali 26:42.
- Całkowicie pogubiliśmy się po zmianie stron. Powinniśmy trzymać koncentrację do końca, przetrzymać trudny moment, ale niestety pozwoliliśmy by Rosa złapała rytm, przełamała nas i doprowadziła do nerwowej końcówki. I choć w kluczowych akcjach udało nam się obronić wynik i wygrać mecz, to jednak nie mamy podstaw by się cieszyć - dodał Kulig.
Dzięki zwycięstwu PGE Turów nadal nie traci dystansu do Trefla Sopot i Stelmetu Zielona Góra i zajmuje miejsce w czołowej trójce ligi. Zgorzelczanie wygrali po raz ósmy z rzędu. - Mimo wszystko jednak trzeba zauważyć, że od kilku tygodni gramy dobry basket. Wygraliśmy kolejne spotkanie i nadal jesteśmy w czołówce. Aczkolwiek musimy z tej trzeciej i czwartej kwarty wyciągnąć wnioski - zakończył Kulig.
[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
[/url][/b]