Michał Fałkowski: Kalendarium zarządzania kryzysem w Anwilu

Zarządzanie klubem to często zarządzanie ciągłym kryzysem. Doskonale wiedzą o tym w Anwilu. Wydaje się, że w tym sezonie Włocławek skumulował w sobie wszelkie możliwe zawirowania z kilku lat.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Zaczęło się kontuzją Mateusza Kostrzewskiego. Zawodnik, w którym trener Milija Bogicević pokładał wielkie nadzieje wypadł na trzy tygodnie w okresie przygotowawczym i dochodził do siebie kilka dobrych tygodni. Gdy zdążył już wrócić na parkiet, nagle zorientował się, że obok brakuje dwóch kolegów: Elijaha Johnsona usuniętego z drużyny za niesubordynację i Piotra Pamuły, który doznał urazu stopy. Po raz drugi w ciągu kilku miesięcy.

Co prawda za chwilkę pojawili się w zespole Paul Graham i Deividas Dulkys, ale ten pierwszy już w czwartym meczu sezonu wypadł na trzy miesiące. I gdy w klubie rozmyślano cóż by z nim uczynić (pierwszą decyzją było odesłanie do domu i rozwiązanie umowy), okazało się, że zostawić go po prostu trzeba, wszak każdy kolejny gracz to kolejna licencja.

Problemy kadrowe okazały się jednak niczym w porównaniu z tym, co nastąpiło w grudniu poprzedniego roku, czyli decyzją głównego sponsora o wycofaniu sponsoringu w dotychczasowym kształcie i zmniejszeniu wpływów do klubowej z kasy o ponad 50 procent rocznie. A tak naprawdę nawet o więcej, wszak z grona sponsorów ubył drugi główny mecenas, firma Remwil, na bazie decyzji spółki-matki.

Następnie karuzela ruszyła ponownie: po meczu z Treflem na kilka dni wypadł Dusan Katnić, ale już Keith Clanton wypadł na dobre. Ten pierwszy nie zagrzał jednak zbyt długo miejsca we Włocławku po swoim urazie, wszak trener Bogicević (nie)przyznał się do porażki w wyborze gracza i kontrakt z Serbem rozwiązano. O tyle szczęśliwie, że znalazł się chętny na jego usługi i stało się to polubownie. I gdy na jego miejsce przyszedł Jordan Callahan, wydawało się, że sprawy w końcu się unormują, lecz nie, przecież leżącego nie tylko trzeba dodatkowo kopnąć, ale jeszcze przespacerować się po nim jak Radosław Hyży niegdyś po Gatisie Jahovicsu. Braki w klubowej kasie sprawiły, że los na loterii i Deividasa Dulkysa wygrali Turcy z Tofasu Bursa, a teraz Seid Hajrić chce odejść z klubu i jak sam przyznaje - są kluby zainteresowane jego angażem.
Sezon 2013/2014 w Anwilu Włocławek to nieustannie zarządzanie kryzysem Sezon 2013/2014 w Anwilu Włocławek to nieustannie zarządzanie kryzysem
*** Łukasz Łazarewicz, były marketing menedżer PLK i wiceprezes piłkarskiego Widzewa Łódź do spraw marketingu, podczas zajęć z marketingu sportu na Podyplomowych Studiach Marketingu Sportu przy SGH zaprezentował słuchaczom swoją teorię na temat zarządzania klubem sportowym. Zaprezentował to w formie graficznej, trójkąta, którego każdy kąt oznaczał co innego. Trzy kąty, trzy słowa: sponsorzy, politycy, kibice.

Padło również hasło: "Zarządzanie klubem to wieczne zarządzanie kryzysem". Jak dobrze pływasz, dotrzesz do brzegu, ale wystarczy jeden fałszywy ruch, a zjedzą cię rekiny. Do dla tych, którzy myślą, że praca w klubie to tylko picie kawy i pogaduchy przy pączkach.

***

Sponsorzy, politycy i kibice. Trzy rogi trójkąta, każdy rozciągający jego płaszczyznę w swoją stronę. Sponsorzy, czyli ci, którzy w sposób bezpośredni wpływają na długość życia klubu i mogą je tyleż wydłużyć, co i skrócić. Politycy, gotowi podpiąć się pod każdy sukces i skupiający się przede wszystkim na sloganach, a w tylko naprawdę nielicznych sytuacjach nieuciekający od porażek. Aż wreszcie kibice, czyli grupa wprawiająca w ruch gilotynę równie często, co ferująca wyroki na podstawie cząstkowych informacji, do których, siłą rzeczy, nie ma najczęściej całkowitego dostępu.

To jednak nie wszystko. Ja osobiście powiększyłbym trójkąt Łazarewicza do kwadratu i do sponsorów, polityków i kibiców dopisał zawodników razem z trenerami.

Przypomnijcie sobie czas przed sezonem i te zachwyty nad faktem, że o to skonstruowano młody zespół, w którym większość zawodników ma nie tyle "coś", co "bardzo dużo" do udowodnienia i wygrania. Dusan Katnić, Elijah Johnson, Michał Sokołowski, Piotr Pamuła, Mateusz Kostrzewski, Mikołaj Witliński, Danilo Mijatović, Seid Hajrić, Keith Clanton. Taki był podstawowy skład tego zespołu. Tylko dwóch graczy doświadczonych - Mijatović i Hajrić - i reszta z kredytem zaufania, jakiego nie otrzymaliby w żadnym innym klubie z czołówki ligi.

Niestety szybko okazało się, że ryzyko związane z Johnsonem nie opłaciło się, a serbskie wybory trenera Miliji Bogicevicia są po prostu błędem. I to jest czwarty kąt trójkąta przerobionego na kwadrat. Błędne decyzje kadrowe, których następstwa mogą być odczuwalne przez miesiące. Bo o ile na formę swoich graczy szkoleniowiec(cy) nie mają wpływu w 100 procentach, o tyle przy dokonywaniu wyboru "Biorę go!" jest zupełnie inaczej.

Trener otrzymał carte blanche przed tym sezonem i mógł dobrać sobie całkowicie dowolny skład. Dlatego z perspektywy czasu wydaje mi się, że szkoleniowcy nie powinni mieć pełnej swobody przy dobieraniu graczy. Owszem, może to się skończyć tym, że w przypadku porażki rzeczony trener wypowie sakramentalne "Nie pozwolili mi zbudować drużyny tak, jak chciałem, więc teraz mają efekt" i łatwo zrzuci odpowiedzialność, ale przecież każdy brak sukcesów uderza w pierwszej kolejności w klub i jego pracowników, a nie w trenera czy zawodników. Zauważcie, zawodnik, który skończył sezon na 7. miejscu ze swoim klubem, jeśli tylko miał odpowiednie statystyki, nadal będzie intratnym towarem na rynku nazwisk. Ale klub, który skończył na 7. miejscu? Będzie musiał szukać koszykarzy poniżej swoich dotychczasowych przyzwyczajeń.

W centralnym miejscu trójkąta przerobionego na kwadrat jest słowo "klub". Problem jest wówczas gdy wszystkie strony udowadniają swoje racje i realizują swoje koncepcje, sprawiając, że zarządzanie kryzysem nabiera jeszcze większego tempa.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×