- W sytuacji (...) drastycznej zmiany (...) stanowiska dotyczącego poziomu finansowego (...) występuje prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, iż w okresie najbliższych miesięcy zmuszony będę do wycofania zespołu z rozgrywek ekstraklasy koszykarzy sezonu 2013/14 i ogłoszenia upadłości Spółki, co oznacza koniec profesjonalnej koszykówki we Włocławku w tym kształcie (...) i koniec działalności w perspektywie 2-3 miesięcy - czytaliśmy w oświadczeniu prezesa Anwilu Włocławek, Arkadiusza Lewandowskiego, pod koniec stycznia.
Po dwóch miesiącach od tamtego tekstu, sytuacja nieznacznie, ale jednak się poprawiła. I choć nie można mówić o hurraoptymizmie, wydaje się, że nad Halą Mistrzów wreszcie pojawiły się pierwsze promienie słoneczne.
- Istniało ryzyko upadku Spółki w marcu lub kwietniu, ale tymczasem kondycja finansowa klubu, dzięki przychylności wielu ludzi i nowych sponsorów, których udało nam się pozyskać w tym trudnym dla klubu czasie, poprawiła się na tyle, że ostrożnie możemy spoglądać w przyszłość. Nie ma obaw o dogranie tego sezonu, co więcej, nie poddajemy go, a staramy się walczyć o zachowanie status quo w kontekście play-off, a więc o zachowanie czwartego miejsca, ostatniego dającego prawo do przewagi parkietu - mówi obecnie Lewandowski.
Anwil zakończył sezon zasadniczy właśnie na czwartej pozycji i wydaje się, że o tę lokatę będzie walczył z Rosą Radom oraz Energą Czarnymi Słupsk. Tym samym górna szóstka podzieliła się jakby na dwie mniejsze trójki, wszak wszystko wskazuje na to, że miejsca 1-3 podzielą między siebie Stelmet, PGE Turów i Trefl.
Tym samym, niedzielne starcie Anwilu z ekipą ze Słupska może okazać się kluczowe w kontekście obrony lub utraty przewagi parkietu w play-off. - Oczywiście każdy mecz jest dla nas ważny i każdy chcemy wygrać, niemniej zdajemy sobie sprawę z tego, że kluczem dla nas są zwycięstwa z Energą Czarnymi oraz Rosą. Stąd, niedzielne spotkanie będzie ekstremalnie istotne. Mam nadzieję, że kibice przyjdą do hali i wspomogą zespół - dodaje prezes klubu, a jego słowa mają szersze tło.
Ostatnie spotkanie w Hali Mistrzów, środowe ze Stelmetem Zielona Góra, obejrzało bowiem tylko... 1486 widzów. To najgorsza frekwencja klubu w tym sezonie biorąc pod uwagę mecze ligowe! I choć część odpowiedzialności z pewnością można złożyć na karb terminu, wszak środek tygodnia nigdy nie będzie tak komfortowy dla fanów jak weekend, to jednak to, że hala nie została zapełniona nawet w 50 procentach musi być efektem również innych aspektów.
- Frekwencja podczas meczu ze Stelmetem była żenująca, ale jest kilka przyczyn takiego stanu rzeczy. Po pierwsze - termin, po drugie - Stelmet to mimo wszystko, przy całym szacunku dla mistrza Polski, nie jest to tak atrakcyjny rywal dla włocławskiego kibica jak przeciwnicy "sprzed lat", a więc Trefl, Asseco, Śląsk czy Turów. Tamte kluby mają swoją markę i mają swoją historię w ekstraklasie, a także historię rywalizacji z Anwilem. Niemniej jednak cały czas mówimy o mistrzu Polski, najlepszej drużynie tego kraju, i to naprawdę budzi zastanowienie...
Co ciekawe, wśród kibiców panuje opinia, że słabą frekwencją klub płaci za rozstanie z Deividasem Dulkysem, czyli niedawnym liderem Anwilu, który został oddany do tureckiego Tofasu Bursa celem podreperowania klubowej kasy.
- Jeśli tak jest, to ja naprawdę nie wiem już jak mam komunikować się z kibicami... Nie było nam łatwo rozstawać się z Deividasem, ale taka była konieczność i między innymi właśnie ze względu na rozstanie z nim dzisiaj mogę powiedzieć: tak, uda nam się dokończyć ten sezon bez konieczności wycofywania klubu z rozgrywek - denerwuje się Lewandowski, dodając - Naprawdę ciężko jest jakkolwiek komentować fakt, że włocławski kibic mógłby przychodzić do hali "na Dulkysa", a nie na mecz koszykówki, nie na Anwil. Po pierwsze - takie podejście dyskredytuje pozostałych graczy klubu, a po drugie - prawdziwi kibice dopingują i wspierają swój zespół nawet, a może przede wszystkim, w trudnych chwilach.
Anwil jest najlepiej i najchętniej oglądanym zespołem Tauron Basket Ligi w telewizji, i to od lat. Ostatnie badania wykazały, że w tym sezonie Rottweilery zanotowały średnią oglądalność meczu na poziomie 43 tysięcy. Drugi w kolejności był Trefl z wynikiem o cztery tysiące gorszym.