Mało kto dawał PTG Sokołowi Łańcut szansę na wygranie choćby jednego meczu w Kutnie. Polfarmex na swoim parkiecie przegrał w tym sezonie zaledwie jeden mecz ligowy. Zespół z Podkarpacia po raz kolejny udowodnił jednak, że potrafi wygrać z każdym. - Jechaliśmy tam z zamiarem wygrania minimum jednego meczu i to się nam udało. W drugim starciu mieliśmy trochę problemów zdrowotnych. Piotrek Miś miał obolałe plecy, a Łukasz Pacocha w pierwszych minutach meczu naciągnął mięsień dwugłowy uda. To sobotnie spotkanie kosztowało nas dużo zdrowia, ale opłacało się - mówi rozgrywający Sokoła, Michał Baran.
Koszykarze prowadzeni przez Dariusza Kaszowskiego mimo problemów kadrowych nie składają broni. Polfarmex Kutno ma w swoim składzie więcej zawodników, którzy w pojedynkę mogą rozstrzygnąć losy spotkania. Czy łańcucianie wytrzymają trudy grania dzień po dniu i znów sprawią niespodziankę? - Tak, to jest ich duża przewaga, ale w play-off oprócz szerokiego składu bardzo duże znaczenie ma też psychika - zaznacza gracz Sokoła.
Zespół z Podkarpacia szczególnie niebezpieczny jest na własnym parkiecie, gdzie pokonał choćby lidera zaplecza ekstraklasy. Jak pokazały jednak pierwsze mecze tej serii w Kutnie, play-off rządzi się swoimi prawami. - Gramy u siebie, na pewno tanio skóry nie sprzedamy. Chcemy zagrać dwa dobre mecze, a co będzie to zobaczymy - przyznaje Baran.
Zarówno Polfarmex, jak i Sokół podczas pierwszych dwóch meczów pokazały różne oblicza. Nierówna gra obu drużyn i specyfika tej fazy sezonu sprawia, że każdy wynik jest możliwy. Jeśli starcia na Podkarpaciu nie wyłonią półfinalisty, to o awansie zdecyduje piąte spotkanie, które ponownie zostanie rozegrane w Kutnie. - Ten drugi mecz to była katastrofa w naszym wykonaniu. W play-off nie ważna jest jednak różnica punktowa, jaką się wygrywa pojedynczy mecz, tylko wynik całej serii - zauważa doświadczony rozgrywający.