Powrót do Polski? Czemu nie - rozmowa z Milosem Sporarem, byłym zawodnikiem m. in. Kageru Gdynia i AZS Koszalin

Milos Sporar w poprzedniej dekadzie był wyróżniającym się rozgrywającym męskiej ekstraklasy. Od pewnego czasu poświęca się roli trenera. Odnosi sukcesy i wciąż myśli o Polsce.

W tym artykule dowiesz się o:

Adam Popek: Ważny etap swojej kariery spędziłeś w naszym kraju, z powodzeniem broniąc barw m in. Kageru Gdynia czy AZS-u Koszalin. Zanotowałeś nawet 21 asyst w jednym meczu. Jak oceniasz tamten okres życia?

Milos Sporar: Łącznie mieszkałem w Polsce trzy lata. Do wymienionych przez ciebie drużyn dodam jeszcze Old Spice Pruszków. Generalnie wyniosłem bardzo miłe wspomnienia. Poznałem wielu dobrych kolegów, z częścią się zaprzyjaźniłem i do dziś utrzymujemy kontakt. Ciężko jednak porównywać owe sezony z teraźniejszością. Wtedy po parkietach biegało mniej solidnych, rodzimych graczy. Więcej znaczyli obcokrajowcy. Śledzę na bieżąco rozgrywki i ewidentnie ta tendencja uległa zmianie.
[ad=rectangle]
Dużo osób twierdzi, że jakość mocno spadła.

- Pamiętam, iż praca z młodymi nie napawała optymizmem. Efektem tego pewnie brakowało wsparcia wychowanków. Ostatnio zaś częściej pojawia się ktoś nowy. Nie myślę tylko o potentatach. Zbudowaliście personalnie silną reprezentację. I świetnie. Należy dawać szansę. Przecież wśród tylu ludzi śmiało można znaleźć kandydatów do basketu. Jestem przekonany, iż sporo zyskacie. Potrzeba czasu, cierpliwości oraz sumienności.

Tuż po trzydziestce skończyłeś grać i zająłeś się trenowaniem. Dlaczego?

- Podjąłem tę decyzję, gdy zobaczyłem, że nie daję rady już rywalizować na najwyższym poziomie. Trudno mówić o spontanicznej idei. Skrupulatnie planowałem przyszłość, zamierzałem obrać taki kierunek. Dlatego też od razu założyłem szkółkę - MIKI Sport, która funkcjonuje na Słowenii. Aktualnie zrzesza ponad 200 dzieci. 24 miesiące dynamicznego rozwoju działalności zaowocowały ofertą od BC Zlatorog Lasko, gdzie powierzono mi obowiązki koordynowania i nadzorowania szkolenia teamów młodzieżowych. Po czterech kolejnych latach zaś przejąłem pierwszy zespół klubu.

Krąży opinia powtarzana przez ekspertów, że rozgrywający ma naturalne predyspozycje, by sprawdzić się również jako coach. Twój przykład potwierdza tę tezę.

- Zawodnik posiada tę przewagę, że czuje koszykówkę. Nie nauczył się podstaw z podręcznika, a na własnej skórze przetestował najdrobniejsze szczegóły. Musiał radzić sobie w różnych sytuacjach, znajdując się pod presją. Stąd ma wyobrażenie o mechanizmach rządzących dyscypliną. Może udzielać celnych wskazówek, które ukształtują jego podopiecznych czy pomogą optymalnie wykorzystywać ich potencjał. Szybciej potrafi dostrzec atuty lub wady. A sukces pracy trenerskiej zależy właśnie od umiejętności opanowania co najmniej kilku rzeczy jednocześnie. Lubię poświęcać uwagę tym wszystkim zadaniom. Staram się w ten sposób oddać koszykówce to, co ona kiedyś dała mnie.

Milos Sporar (z lewej) w poprzedniej dekadzie był wyróżniającym się rozgrywającym męskiej ekstraklasy
Milos Sporar (z lewej) w poprzedniej dekadzie był wyróżniającym się rozgrywającym męskiej ekstraklasy

Jesteś usatysfakcjonowany dotychczasowymi osiągnięciami?

- Nie mogę pochwalić się długim stażem, wielkim doświadczeniem, chociaż początkowe kroki zostały postawione. W latach 2008-2012 wraz z ekipą kadetów Zlatorog Lasko gościliśmy na turniejach FinalFour zdobywając medale rozgrywek ligowych. Prowadziłem kadrę Słowenii w tej samej kategorii wiekowej.

A seniorzy?

- Rok temu ze wspomnianym zespołem Zlatorog uzyskaliśmy naprawdę zadowalający rezultat odpadając dopiero w półfinale ekstraligi. Potem nieoczekiwanie pożegnałem się z posadą. Bez podania konkretnej przyczyny. To zajście miało miejsce pod koniec lipca, dlatego otrzymanie sensownego angażu graniczyło wtedy z cudem. Każdy poważny team dopiął już skład. Cóż, taka specyfika zawodu. Raz walczysz tu, następnego dnia gdzie indziej. Mimo tego zachowuję pozytywne myślenie. Wciąż się dokształcam, chcę być coraz lepszy. Uczestniczyłem w przygotowaniach Cibony Zagrzeb. Podpatrywałem tam Nevena Spahiję, absolutnie topowego, europejskiego trenera.

Wiem, że ściśle współpracujesz z eks-reprezentantem Polski, Grzegorzem Radwanem, który prowadzi należącą do największych w naszym kraju szkółkę koszykarską RadwanSport.

- Rzeczywiście. Grzegorza znam od dawna. Występowaliśmy wspólnie w Gdyni. Spędzaliśmy razem mnóstwo czasu, organizowaliśmy wakacje. Obie szkoły idą bardzo podobnym programem. Wprowadzany system opiera się praktycznie o te same zasady. Planujemy międzynarodowe campy dla dzieciaków m in. w mojej ojczyźnie. To zaledwie mały element dużego projektu.

Kiedy zatem startuje całe przedsięwzięcie?

- Na przełomie czerwca oraz lipca Grzegorz przyjedzie do mnie ze swoją grupą. Znów połączymy siły. Tyle, że teraz cel stanowi edukacja innych. Spróbujemy poduczyć najmłodszych, udoskonalić technikę, wpoić prawidłowe nawyki. Przewidujemy także sportową rywalizację między szkołami.

To nie jedyne twoje powiązania z Polską. Przed obecnym sezonem dochodziły pogłoski, że ponownie tu zawitasz.

- Jest w tym trochę prawdy, lecz nie doszło do dalszych rozmów.

Kto był najbliżej zatrudnienia ciebie?

- Wybacz, jednak tę wiedzę wolałbym pozostawić dla siebie. Nie chciałbym ujawniać zbyt poufnych dla obu stron kwestii.

Ale widzę, że nie wykluczasz opcji powrotu.

- Jak stwierdziłem wcześniej, wyniosłem wiele przeżyć z waszego kraju. Nadal interesuje się jego życiem, koszykówką. Współtworzyłem ją będąc zawodnikiem. Pewnie nie miałbym problemów zaadaptować się raz jeszcze, w nowej roli. Jeśli nadarzy się szansa, dlaczego nie skorzystać? Zobaczymy co przyniosą najbliższe miesiące. Pozwólmy podziałać agentowi. Może wkrótce porozmawiamy w Polsce?

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Komentarze (0)