Być może niektórzy skreślili gdynian przed meczem, ale Asseco w tym sezonie potrafi przejść najśmielsze oczekiwania. Zresztą zawodnicy Davida Dedka udowodnili to w pierwszej części starcia ze Stelmetem. Zielonogórzanie byli zagubieni, a ich ofensywa, zewsząd chwalona, tym razem szwankowała. Można nawet powiedzieć, że nawalała na całej linii, bo ich skuteczność była na naprawdę niskim poziomie. Do przerwy mistrzowie Polski trafili tylko jeden z siedmiu rzutów osobistych!
Tymczasem goście spisywali się znakomicie. Co prawda pudłowali na dystansie, alepopełniali mniej błędów, wygrywali walkę w strefie podkoszowej i mogli liczyć na Ovidijusa Galdikasa. Litwin grał wprost koncertowo. Wystarczyły mu dwie kwarty, nieco ponad szesnaście minut spędzone na parkiecie, aby zanotować double-double w postaci 11 punktów i 10 zbiórek. Liczby w tym przypadku mówią wszystko. Obrońcy tytułu nie potrafili sobie z nim poradzić, wskutek czego znaleźli się w poważnych tarapatach.
[ad=rectangle]
Zespół Mihaila Uvalina przegrywał do przerwy dziewięcioma "oczkami". Różnica nie była znacząca, ale... istotne było to, że kompletnie nie wiodło im się w ofensywie. Nie udało im się przekroczyć nawet 30 punktów, co potwierdza nasze wcześniejsze słowa. Szeroki wachlarz możliwości nie był dla Stelmetu żadnym pomocnikiem.
Przyznajemy szczerze, że nie wierzyliśmy, iż gdynianie będą w stanie nadal nadawać ton rywalizacji. Wielokrotnie dochodziło do sytuacji, że w drugiej części spotkania faworyt odzyskiwał blask. Ale nie tym razem. Obrońcy tytułu nadal grali słabo, a Asseco nie przestawało zadziwiać. Wciąż wyśmienicie spisywał się Galdikas (ostatecznie 16 punktów i 21 zbiórek), ale nie tylko na niego mogli liczyć goście. Przecież dobre zawody rozgrywali też Piotr Szczotka czy A.J. Walton.
Koszykarze Dedka dokonali wielkiego wyczynu. Po trzech kwartach sprowadzili zielonogórzan na deski. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż przed sezonem gdynianie byli przez wszystkich skreślani, przed ćwierćfinałem play-off również. Zespół z prawdziwego zdarzenia udowadniał, że charakter, niezłe zgranie wystarczy, aby wykorzystać słabszy dzień mistrzów Polski. I to wykorzystać tak, że kibice mogli przecierać oczy ze zdumienia.
Co prawda gracze z Winnego Grodu zdobyli się jeszcze na zryw w ostatniej odsłonie, tyle że nie mieli praktycznie żadnych szans na odwrócenie losów meczu. Jedyne, co im się udało, to zmniejszyć nieco rozmiary klęski. Klęski, bo jakąkolwiek porażkę na własnym parkiecie z Asseco, obrońcy tytułu powinni właśnie w ten sposób traktować.
Stelmet Zielona Góra - Asseco Gdynia 58:71 (15:15, 13:22, 14:26, 16:8)
Stelmet: Koszarek 12, Dragicević 10, Brackins 10, Eyenga 8, Chanas 7, Cel 4, Zamojski 3, Ginyard 2, Cesnauskis 2, Hrycaniuk 0, Sroka 0, Kucharek 0.
Asseco: Walton 17, Galdikas 16, Szczotka 15, Frasunkiewicz 11, Dmitriew 8, Matczak 4, Żołnierewicz 0, Seweryn 0, Kowalczyk 0.
Stan rywalizacji: 1-1