Damian Chodkiewicz: Kolejna bardzo wysoka i wyraźna wygrana u siebie. Dlaczego jesteście tak niegościnni dla innych drużyn?
Chris Daniels: Nie sądzę, iż jesteśmy niegościnni. Na własnym boisku gra się nam o wiele łatwiej niż na wyjazdach. Na obcym terenie powinniśmy grać tak, jak zawsze gramy u siebie i to jest pewne. Jeśli chodzi o rozmiary zwycięstwa, to mogę powiedzieć tylko tyle, iż po postu wytrzymaliśmy.
Wasza obrona prosperuje coraz lepiej. To był bez wątpienia klucz do zwycięstwa.
- Naprawdę dużo trenujemy nad naszą defensywą, a dodatkowo mamy w drużynie specjalistów od obrony. Jednym z takich zawodników jest Damir Miljkovic, który doskonale radzi sobie w tym elemencie gry. To pozwala każdemu z nas stać się lepszym defensorem oraz bardziej skupia się i myśli nad tym, co robi.
Notujecie coraz więcej asyst i przechwytów. W tym drugim elemencie zgorzeleckim królem jest Chris Daniels?
- (śmiech) Może nie jestem królem, ale na pewno staram się przechwytywać piłkę za każdym razem, gdy pilnuję swojego przeciwnika. To jest filozofia trenera Saso Filipovskiego i to mi odpowiada. Gra twardą i szczelną obroną pozwala zdziałać naprawdę wiele, a to pozwala nam wygrywać kolejne spotkania.
Do przerwy prowadziliście 54:38, ale tuż po zmianie stron Wasza przewaga stopniała do siedmiu punktów. Dlaczego?
W pierwszej połowie mieliśmy bardzo wiele łatwych rzutów, które oczywiście odpowiednio wykorzystaliśmy. Druga połowa natomiast to mocna obrona i pressing na zawodnikach z Ostrowa Wlkp. Częste kontry naszych rywali były trudne do opanowania, ale w końcu wróciliśmy do gry i odskoczyliśmy.
Wróciliście do gry, bowiem Chris Daniels wziął sprawy w Swor ręce i powiększył prowadzenie Turowa.
- Tak, ale swój wkład w to osiągnięcie miała cała drużyna. Taki, a nie inny efekt uzyskaliśmy dzięki pressingowi na obrońcach i rzucających Atlasa Stali. Przechwyty, które zanotowałem, uzyskałem właśnie na niskich zawodnikach. Mocna obrona i kontrataki pobudziły nas do jeszcze cięższej walki.
Praktycznie po trzeciej kwarcie mogliście świętować już wygrany mecz.
- To prawda. Schodziliśmy do szatni wysoko prowadząc, ale wiedzieliśmy, że do końca spotkania pozostały jeszcze dwie kwarty. Podczas przerwy trener Filipovski powiedział nam, że mamy wyjść na parkiet i grać do samego końca, bowiem przed nami jest jeszcze dwadzieścia minut meczu. Mieliśmy powiększyć nasze prowadzenie, więc wygraliśmy dopiero po czterech kwartach.