Sopocianie na piąty mecz półfinałowy do Zielonej Góry przyjechali w bardzo bojowych nastawieniach. Decydujące spotkanie nie ułożyło się jednak po ich myśli. Podopieczni Dariusa Maskoliunasa przegrali w Winnym Grodzie 65:86. - Stelmet zagrał równie agresywnie jak w trzecim spotkaniu, zielonogórzanie mieli bardzo dobrą skuteczność rzutów, mocno grali na desce. My trochę przespaliśmy ten mecz, a w szczególności trzecią kwartę, która była właściwie kluczowa. W pierwszej odsłonie trzymaliśmy się blisko, mimo dobrej skuteczności Stelmetu. W trzeciej kwarcie niestety zabrakło sił i celnych rzutów z trudnych pozycji. Rywale grali lepiej w obronie niż w czwartym pojedynku - podsumował Adam Waczyński.
[ad=rectangle]
Zawodnicy Trefla Sopot w niedzielę zaledwie trzykrotnie celnie przymierzyli zza linii 6,75 metra. Tylko jedną na sześć prób wykorzystał "Waca". - Tak, to jest w ogóle nasz problem w play-off, by trafiać trójki. Gramy na słabej skuteczności, choć w sezonie ta skuteczność była dobra. Nie możemy się wstrzelić i nie wiemy, jaki jest tego powód. Ćwiczyliśmy rzuty po wybiegnięciu, ale na meczach nie wychodziło. Trochę pechowo, bo była szansa na finał - dodał lider sopockiego zespołu.
Zdaniem reprezentanta Polski, brak Vladimira Dragicevicia wcale nie osłabił Stelmetu Zielona Góra. Wręcz przeciwnie - absencja Czarnogórca dała zielonogórskiej drużynie dodatkową motywację. - Myślę, że brak Dragicevicia miał duży wpływ na ten mecz. Brak zawodnika zawsze motywuje cały zespół do jeszcze większej walki. Musieli poradzić sobie bez jednego z liderów. Ciężko się gra przeciwko takiemu zespołowi. Na pozycji środkowego grał Brackins, co było trudnym zadaniem dla naszych wysokich zawodników - musieliśmy zmieniać obronę. Najwyraźniej brak Dragicevicia pomógł Stelmetowi - zakończył Adam Waczyński.