- Mecz był bardziej nerwowy od tego pierwszego, choć mieliśmy szczęście, że w pewnym momencie zaczęliśmy grać lepiej od rywali. Cieszy mnie duża liczba zbiórek w obronie, naprawdę nieźle radziliśmy sobie w tym elemencie, ale z drugiej strony martwi mnie aż 19 popełnionych strat - tymi słowami rozpoczął swoją wypowiedź trener Miodrag Rajković po drugim zwycięstwie swojego zespołu w finale.
[ad=rectangle]
Pomeczowe komentarze zdominowała dyskusja na temat trójki Filipa Dylewicza, która przesądziła o losach spotkania. Doświadczony kapitan zgorzeleckiego zespołu trafił przez ręce rywala, o tablicę, na 50 sekund przed końcem, wyprowadzając swoją drużynę na prowadzenie 78:72.
- Ten, kto twierdzi, że Filip miał szczęście, nie wie o czym mówi. Oczywiście, to był ciężki rzut, ale zwróćcie uwagę na to, że nie mówimy o juniorze czy młodym graczu, ale doświadczonym zawodniku, a więc jednocześnie nie mówimy o szczęściu, ale o doświadczeniu - tłumaczył serbski szkoleniowiec PGE Turowa.
- Filip nikogo nie zaskoczył tym trafieniem. To było zupełnie normalne w jego wykonaniu. W całym meczu oddał sześć trójek, trafił cztery. Tutaj nie ma mowy o szczęściu - dodawał Rajković, a Dylewicz zdobył w całym spotkaniu 19 oczek i to właśnie on poprowadził zgorzelczan do drugiej wygranej nad Stelmetem.
PGE Turów pokonał bowiem mistrza Polski 80:74 i jest o krok, a właściwie o dwa kroki, od końcowego triumfu.
- Na pewno graliśmy w tym spotkaniu wolniej i popełnialiśmy więcej fauli. Popełnialiśmy też więcej strat, ale mimo wszystko, mniej lub bardziej, kontrolowaliśmy ten mecz. Teraz musimy zanalizować sobie naszą grę, grę przeciwnika i spróbować zagrać skutecznie w Zielonej Górze - zakończył Rajković.
Jestem pewien, że Twoja osoba przyniesie nam szczęście. ..