Zagramy w finale - rozmowa z prezesem Polskiego Związku Koszykówki, Romanem Ludwiczukiem

Roman Ludwiczuk, prezes PZKosz jest ostatnio bardzo zajęty. Przygotowania do Eurobasketu 2009 są co chwila monitorowane, przez władze FIBA, rozmowy z potencjalnym sponsorem reprezentacji trwają, trzeba także zadbać o polski paszport dla rozgrywającego naszej narodowej drużyny. Jednym słowem - wielka kołomyja. Mimo to Roman Ludwiczuk znalazł czas na długą rozmowę z portalem SportoweFakty.pl.

Wojciech Potocki
Wojciech Potocki

Wojciech Potocki: Właśnie zakończyło się losowanie grup przyszłorocznych mistrzostw Europy. Gramy z Litwą, Turcją i Bułgarią. Pana typy były trochę inne. Tylko Bułgaria była w pana grupie marzeń…

Roman Ludwiczuk: Kiedy w czeskim Nymburku rozmawialiśmy z trenerem Muli Katzurinem i próbowaliśmy ułożyć tę naszą grupę marzeń, to tuż po Rosji była właśnie Litwa, a po Niemcach, Turcja. Trafiłem więc tylko Bułgarię, ale dwie pozostałe reprezentacje też nam bardzo odpowiadają. Nie mam wątpliwości, że i tak we Wrocławiu pokonamy wszystkich rywali.

Najtrudniej będzie wygrać z Litwą wspieraną przez swoich kibiców.

- Będą mieli pecha, bo po pierwsze zobaczą przegraną swojej drużyny, a po drugie, chociaż prezes litewskiej federacji prosił mnie dzisiaj o 5 tysięcy biletów dla swoich kibiców, to oddamy im jedynie tyle, ile przewidują przepisy.

Czyli ?

- Około trzystu. Myślimy jednak, by zwiększyć przerwy między poszczególnymi meczami, tak, aby można było po spotkaniu "wymienić" widownię. Wtedy Litwini dostaliby na pozostałe mecze swojej drużyny dużo więcej biletów.

Wiemy już z kim zagra reprezentacja, ale nie wiadomo kto będzie reprezentował Polskę.

- Na to mamy jeszcze sporo czasu. Będziemy grali w najsilniejszym składzie jaki tylko można sobie wymarzyć, a drużyna będzie świetnie przygotowana do turnieju.

Na razie wciąż szukacie klasowego rozgrywającego. Czy coś się wyjaśniło z polskimi paszportami dla zagranicznych graczy?

- Dalej nad tym pracujemy. Mogę powiedzieć, że w grę wchodzą dwaj gracze. Andrew Wisniewski i Dan Dickau. Z oboma jesteśmy w stałym kontakcie i myślę, że już niedługo sprawa się rozstrzygnie. W przyszłym miesiącu wybieram się do Moskwy na rozmowy z Maćkiem Lampe i być może z samym Wisniewskim. Musimy do końca wyjaśnić sprawę jego "korzeni". Wszystko jest więc na dobrej drodze.

Ten pierwszy nie był raczej zainteresowany grą dla Polski.

- To było dwa lata temu. Teraz mówi, że chętnie zagra w naszej reprezentacji, bo czuje się Polakiem.

Zostawmy na chwilę reprezentację. W ostatnich dniach odwiedziła nasz kraj "silna grupa" oficjeli FIBA. Jest pan zadowolony z ich oceny przygotowań do Eurobasketu 2009? Na konferencji prasowej aż piali z zachwytu.

- No właśnie, nie wszystkie media piszą o naszych przygotowaniach prawdę. Wizyty działaczy FIBA są bardzo częste. Prawie co miesiąc, gościmy raz większe, raz mniejsze delegacje. Sekretarz Generalny Nar Zanolin bardzo rzetelnie monitoruje nasze prace. Kiedy przyjeżdża, ruszamy do organizatorów w poszczególnych ośrodkach i na miejscu sprawdzamy postęp prac. Jestem przekonany, że gdyby nam przyszło zainaugurować Eurobasket za dwa, trzy tygodnie to też byśmy dali radę. Poza halą w Łodzi, która wymaga drobnych prac, powiedziałbym kosmetycznych, inne obiekty są już dziś gotowe na przyjęcie zespołów z całej Europy.

W Warszawie mecze grupowe będą rozgrywane na Torwarze. Nie sądzi pan, że to za mały obiekt ?

- Nie, widownia na cztery i pół tysiąca jest wystarczająca. Tym bardziej, że w stolicy nie zagra reprezentacja Polski. Oczywiście bardzo byśmy się cieszyli ,gdyby powstała hala na 15, 18 tysięcy miejsc. Nie ma jej i dlatego finał gramy w katowickim Spodku. Myślę jednak, że wzorem Pragi czy Berlina stolica też, w niedalekiej przyszłości, doczeka się takiego obiektu.

Pomówmy więc o przyszłości. Dziś mamy ogromny bum na siatkówkę. Kiedy dorówna jej koszykówka ?

- O tym, jak jest postrzegana dyscyplina w dużym stopniu decyduje reprezentacja. Popatrzmy na piłkę nożną, czy właśnie siatkówkę. Są wyniki i medale reprezentacji – jest zainteresowanie mediów i kibiców. To już prawidłowość. Może nie wszyscy pamiętają, ale w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, koszykówka była w Polsce na topie. Teraz możemy tylko pomarzyć o takich wynikach, jakie osiągają siatkarze. Pamiętajmy też, że żadna inna dyscyplina nie ma konkurencji NBA. W USA gra ponad 60 najlepszych europejskich koszykarzy i dlatego na przykład są problemy z terminami dla reprezentacji. Jeśli zaś chodzi o naszą reprezentację, to powinniśmy już niedługo wrócić do czołówki. Mamy przecież całą plejadę młodych graczy, którzy grają w najlepszych klubach Europy.Marcina Gortata czy Macieja Lampego zna cały świat, a są jeszcze Ignerski, Chyliński, czy kilku jeszcze młodszych chłopaków.

A propos Gortata. Czy weźmie udział w pełnym tegorocznym cyklu przygotowawczym do mistrzostw Europy ?

- Marcin wstępnie zaaprobował kalendarz przygotowań przedstawiony przez trenera Katzurina. Obaj panowie są w kontakcie, a sam okres przygotowawczy nie będzie aż taki długi. Myślę, że potrwa sześć, siedem tygodni i jeśli nawet dołożymy do tego same mistrzostwa, w których – jestem o tym przekonany – będziemy grali do końca, będzie to trochę ponad dwa miesiące. Koszykarze zaczną go w drugiej połowie lipca przyszłego roku, a skończą finałem w Katowicach (śmiech).

Czy poziom naszej ligi, który, nie czarujmy się nie jest najwyższy, pozwoli odpowiednio przygotować reprezentację do mistrzostw Europy, czy może nie ma to żadnego znaczenia, bo i tak najlepsi grają za granicą ?

- Na pewno ma znaczenie. Co prawda prawie pięćdziesiąt procent kadrowiczów gra za granicą, ale pozostali przygotowują się w naszych klubach. Na szczęście nie jest tak źle. Popatrzmy jak gra Łukasz Koszarek, czy na przykład Filip Dylewicz, albo Krzysiu Roszyk, który już dochodzi do siebie po kontuzji. Jestem więc spokojny, liga na pewno dobrze przygotuje reprezentantów. Cieszę się też, że gra w niej coraz więcej młodych polskich graczy.

No właśnie. Polska koszykówka nie kończy się na mistrzostwach Europy. Później też musi ktoś grać. Czy pana zdaniem takie wymuszenie siłą posyłania młodych polskich zawodników na parkiety ekstraklasy to dobry krok ?

- To, jak pan nazwał wymuszanie, powoduje iż, i ja, i cały pion szkolenia, cieszymy się, że tacy gracze jak , Paweł Leończyk, czy Bartek Bochno mogą się pokazać dłużej na parkiecie i wcale nie są statystami. Często jak Kikowski lub Leończyk spisują się wręcz bardzo dobrze. Drugi efekt nowych przepisów, to fakt, że kluby ligowe wracają do szkolenia młodzieży. Bo łatwiej przecież wyszkolić zawodnika niż szukać go po całym kraju. Muszę przyznać, że niektórzy członkowie wydziału szkolenia mówią mi teraz: - prezesie zrobiliśmy chyba błąd, że nie obniżyliśmy wieku jeszcze bardziej. Zamiast 86 rocznika, mógł być 88. I trzeba się poważnie zastanowić czy w I lidze nie obniżyć tego rocznika właśnie o dwa lata.

Jednym słowem o przyszłość polskiej koszykówki jest pan spokojny…

- Będę spokojny, jeśli nasze rozmowy z potencjalnym partnerem biznesowym doprowadzimy do pozytywnego końca. Strategiczny sponsor jest koszykówce i reprezentacji po prostu niezbędny.

Nie powie pan o jaką firmę chodzi ?

- Rozmowy trwają… . Na pewno nie będzie to bank. (śmiech). Dzisiaj koszykówka to naprawdę doskonały produkt. I to nie tylko ekstraklasa, ale również liga kobiet, reprezentacja czy nawet pierwsza lub druga liga. To ogromny obszar do zagospodarowania marketingowego.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×