Michał Fałkowski: Obawia się pan trochę sezonu 2014/2015?
Sławomir Erwiński: Nie mam żadnych obaw. Drużynę budowałem przez lata, dochodziłem do wszystkiego stopniowo i zawsze miałem wokół siebie ludzi, którzy mi skutecznie pomagali. Tak samo jest teraz. Sztab trenerski w postaci Jarka Krysiewicza oraz Wojtka Walicha to duet, który ma moje zaufanie, a także myślę, że i my, pracownicy klubu, mamy zaufanie z ich strony. Dodatkowo, nie tak dawno udało nam się pozyskać Krzyśka Szablowskiego, właśnie po to, by pomógł nam zrobić kolejny krok, tym razem w kierunku Tauron Basket Ligi. Wiem, że to człowiek mocno pasujący do nas, świetnie zorganizowany, bardzo pracowity, z wielką wiedzą. Mamy w klubie także nowego człowieka od marketingu. Słowem - jestem spokojny.
[ad=rectangle]
Żadnych bolączek?
- Może jedna - hala. Hala musi błyszczeć na koniec sierpnia i wierzę, że tak będzie. Na razie jednak jesteśmy przed remontem.
Remont nie sprawi jednak, że stanie się nowoczesna, funkcjonalna i obszerna...
- Hala będzie na 1500 osób i wiem, a byłem we wszystkich halach TBL, że będzie jedną z bardziej gorących pod względem atmosfery hal w Polsce. Co do funkcjonaliści - zapewnimy wszystko. I miejsca dla prasy, i pomieszczenia dla mediów, VIProom. Niestety nie jesteśmy w stanie wybudować nowej hali w kilka miesięcy, ale jestem już po rozmowach z władzami miasta i jest chęć postawienia takiego obiektu, powiedzmy na 2500 miejsc. Sądzę, że taka liczba byłaby dla Kutna optymalna.
Jest pan w stanie zapełnić 2,5-tysięczną halę w mieście nawet nie 50-tysięcznym?
- W zeszłym sezonie nasza średnia wyniosła około 1000 osób na mecz, a na te ważniejsze i ciekawsze spotkania pojawiało się ponad 1200-1300 fanów. Pomimo braku promocji, reklamy czy rozwiniętego marketingu byliśmy jednak w stanie przyciągnąć kibiców, a np. nasze karnety rozeszły się tak dobrze rok temu, że po sprzedaży internetowej do sprzedaży zwykłej w kasach pozostały... tylko dwie sztuki. Liczę, że gdy zaczniemy działać skuteczniej marketingowo, będzie jeszcze lepiej. Choć może jak spotkamy się za rok powiem panu, że hala na 2500 miejsc nie ma jednak sensu... I ważna rzecz - my w Kutnie jesteśmy obecnie na fali hurraoptymizmu związanego z wejściem do ekstraklasy.
Boom na koszykówkę. Pamiętam Włocławek w latach 90-tych...
- ...ja też! Bo wie pan, ja jestem z Włocławka. I chodziłem do "starej" hali na Nobiles. Pamiętam tę niepowtarzalną atmosferę i pamiętam ten zespół walczaków. I wie pan co? Marzy mi się taki sam zespół w Kutnie.
Celem numer jeden jest dla was przede wszystkim uniknięcie ścieżki ŁKS Łódź, który spadł z hukiem po roku gry w ekstraklasie.
- Dokładnie. Obawiałbym się o naszą sytuację bardziej, gdybyśmy byli jedynym beniaminkiem, ale w sytuacji gdy do ligi wchodzi pięć zespołów... Mniej więcej znamy budżety innych beniaminków, są one porównywalne, więc myślę, że nie mamy się czego bać, choć oczywiście o konkretach będziemy mogli rozmawiać, jak już zespół będzie całkowicie skonstruowany.
Finansowo jesteście zabezpieczeni?
- Mamy finansowanie skromne, ale bardzo stabilne. Wszyscy radni miejscy podpisali uchwałę, wedle której w każdym roku otrzymamy od magistratu milion złotych. I co ważniejsze - jest to uchwała, która weszła w prognozowanie budżetu miejskiego na kolejne lata i nie można jej zmienić. To istotne w kontekście wyborów samorządowych, które mamy przecież na jesieni. Dodatkowo, nasz główny sponsor, czyli firma Polfarmex, i jej prezes pan Mieczysław Wośko, są z nami od 2. ligi. Razem dzieliliśmy sukcesy i porażki i teraz, po awansie, nadal chcą być z nami.
Niech pan mi powie: w jaki sposób przekonuje się miasto by dało milion złotych rocznie w trzyletniej perspektywie? We Włocławku Anwil wywalczył 500 tysięcy złotych w sytuacji absolutnie kryzysowej; wcześniej klub mógł liczyć tylko na zniżki za wynajem hali.
- Ja panu pokażę, jak to się robi, proszę wstać i pójść za mną (wstaję za prezesem, podchodzimy do plakatu powieszonego na ścianie. To zdjęcie pierwszego zespołu - Sekcji Koszykówki Klubu Uczelnianego Akademickiego Związku Sportowego Wyższej Szkoły Gospodarki Krajowej w Kutnie, powstałego w 2000 roku. Rok później drużyna po raz pierwszy wzięła udział w oficjalnych w rozgrywkach - przyp. M.F.). Widzi pan tych ludzi? To wszyscy moi koledzy, z którymi grałem w koszykówkę. Zaczynaliśmy wówczas od łódzkiej ligi wojewódzkiej, sponsor dawał nam 2 tysiące złotych, miasto 4 tysiące. Od 4 tysięcy do miliona to 13-letnia droga drobnych sukcesów, ale też zbudowana uporczywością i kreatywnością ludzi.
...choć jednocześnie to również droga, w której nie brakowało uśmiechu losu i pasji ludzi. No bo jeśli prezydent miasta, zresztą były koszykarz pan Zbigniew Burzyński, jedzie sam z własnej inicjatywy na trzeci mecz finału z WKK Wrocław do Wrocławia, w sobotę, w wolnym czasie, tylko (albo aż) po to, by uczestniczyć z drużyną w możliwym awansie, to właściwie mówi to samo za siebie...
Tym samym splot wielu okoliczności, ale również nasza ciężka praca, sprawiły, że Polfarmex stał się obecnie flagowym okrętem sportu w Kutnie. I nie dość, że miasto nas wspiera, nie dość, że mamy fantastycznego sponsora, to jeszcze jest z nami grono mniejszych firm lokalnych, które nam pomagają w zależności do sytuacji. Na przykład mamy jakiś mecz wyjazdowy i znajdujemy firmę, która godzi się jednorazowo pokryć koszty tego wyjazdu. A pan Radosław Borowski z transportowej firmy Pol-Fol R.R. stał się nawet członkiem naszego zarządu.
[b]
Małymi kroczkami zatem wydeptaliście sobie drogę do Tauron Basket Ligi...[/b]
- Tak można powiedzieć.
A to nie jest trochę tak, że ma pan szczęście, bo zarządza pan jednym klubem w mieście na poziomie, już teraz, ekstraklasy? I z braku laku po prostu macie te pieniądze oraz społeczne poparcie inicjatywy...
- Trzeba wszystko wychodzić. Nic nie dzieje się ot, tak, bo nikt nie daje pieniędzy sam z siebie. Wie pan co jest najtrudniejsze przy pozyskiwaniu sponsora? Sytuacja, w której prezes nie chce przyjść na mecz... Wtedy z tej mąki chleba nie będzie. Zaprosić potencjalnego inwestora czy sponsora na mecz to najtrudniejsza sprawa. Ale jeśli on już pojawi się na trybunach, zobaczy 1000 osób klaszczących, wrzeszczących, ludzi, którzy wstają, dopingują, to wówczas da te pieniądze.
Trudnością klubów przy pozyskiwaniu sponsorów jest fakt, że kibic to potencjalny klient detaliczny. Tymczasem sponsorzy chcieliby trafiać do klienta masowego.
- To prawda, z tym kluby mają największy problem. U nas jednak jest troszeczkę inaczej, bo w mieście powstało coś na zasadzie pozytywnej presji społecznej. Po prostu firmy, które wspierają koszykówkę, są bardzo dobrze postrzegane, a ich udział w życiu klubu widoczny.
We wtorek zapraszamy na drugą część rozmowy, m.in. o składzie zespołu, o dodatkowej roli Krzysztofa Szablowskiego czy o sportowym awansie klubu do koszykarskiej elity.
[b][url=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
[/url][/b]