Nie jestem trenerem "kopiuj-wklej" - wywiad z Mariuszem Niedbalskim, nowym trenerem Anwilu Włocławek

- Ze mną albo idzie się w parze, albo wagon się wykolei po drodze. Mam taki charakter, że nie dogadam się z graczami, którzy nie umieją oddać się klubowi - mówi Mariusz Niedbalski, nowy trener Anwilu.

Michał Fałkowski: Dlaczego Anwil Włocławek?

Mariusz Niedbalski: Bo takiemu klubowi jak Anwil się nie odmawia.
 
Tak? Naprawdę tak jeszcze jest? Anwil czeka na medal od czterech lat...

- Myślę, że Anwil nadal jest ikoną polskiej koszykówki. Sytuacje i czasy się zmieniają, ale Anwilowi się nie odmawia. Po prostu. Gdy włodarze klubu przedstawili mi konkretną ofertę w charakterze pierwszego trenera, nie zastanawiałem się długo. Miałem jeszcze ważną umowę w roli asystenta w Treflu Sopot, ale Anwil to wielkie wyzwanie i następny, bardzo ważny krok w mojej karierze.

Ma pan już doświadczenie w roli pierwszego trenera...

- Stało się to w momencie, gdy Żan Tabak otrzymał propozycję-marzenie z Caja Laboral Baskonia i włodarze Trefla poszli mu na rękę. Zostałem wówczas wezwany do klubu w trybie pilnym i gdy pojawiłem się w biurze prezesów, poinformowano mnie, że właśnie obejmuję stanowisko pierwszego trenera. Wszystko potoczyło się szybko i niespodziewanie i to na pewno był trudny moment dla całego klubu. Niemniej sprawy szły dobrym torem. Po jakimś czasie zyskaliśmy równowagę, podtrzymaliśmy bardzo dobrą pracę, którą wykonał trener Tabak i proszę pamiętać, że wygrywaliśmy regularnie, bo do play-off awansowaliśmy z 2. miejsca. Byliśmy lepsi niż Stelmet, Asseco, Anwil, Czarni, mieliśmy dwa punkty straty do PGE Turowa. Do momentu play-off było super...
[ad=rectangle]
[b]

Zdaje pan sobie sprawę z tego, że tą porażką Trefla obarcza się głównie pana?[/b]

- Tak. Kilku rzeczy nam wówczas zabrakło, np. ważnego zawodnika w rotacji, Marcina Stefańskiego, który nabawił się kontuzji, a także po prostu zwykłego szczęścia. Jednocześnie jednak nie graliśmy przecież ze słabym zespołem. Koszalin pokonał nas, a jego siły doświadczył także Anwil, który przegrał walkę o brąz. Niemniej na pewno była to moja osobista porażka. Za wynik zawsze odpowiada trener. Co by się nie działo dookoła, za porażkę zawsze do odpowiedzialności pociąga się trenera. Tak działa sport, mam tego świadomość, wiem na co się decyduję. Jednak przyznam się – przeżywałem to bardzo i czasami jeszcze do tego wracam.

Myślał pan: "ta porażka może zaważyć na mojej karierze"?

- Mógłbym tak myśleć, gdybym regularnie przegrywał. A tymczasem było inaczej. Trefl zwyciężał, byliśmy na 2. miejscu, w fazie szóstek wygraliśmy siedem spotkań, w tym wszystkie na wyjeździe. Pamiętam ostatni mecz w szóstkach, z Energą Czarnymi Słupsk. Bardzo nie chcieliśmy trafić na nich w play-off, więc zależało nam na wygranej. Wygraliśmy i przez to zwycięstwo poczuliśmy się bardzo pewnie. A umocniliśmy się jeszcze bardziej w tym odczuciu, gdy w pierwszym starciu play-off pokonaliśmy AZS, choć graliśmy bardzo przeciętnie. Podsumowując: gdybym więc przegrywał przez cały sezon, to może bym tak myślał, że tracę jakąś szansę od losu. Miałem jednak głębokie przekonanie - właśnie gdy patrzę na cały rok pracy w Treflu - że jednak radzę sobie w tej ekstraklasie i mój czas jeszcze nadejdzie.

Mariusz Niedbalski został nowym trenerem Anwilu
Mariusz Niedbalski został nowym trenerem Anwilu

Nadchodzi teraz we Włocławku?

- Taką mam nadzieję.

Ale zdaje pan sobie sprawę, że trafia do Anwilu w najtrudniejszym momencie w historii?

- Nikt nie powiedział mi, że będzie łatwo. Najważniejsze jest to, że jest wola i chęci by wyprowadzić klub na prostą. Jest program naprawczy, który ma spowodować, że Anwil znów będzie wielki, a ten sezon ma być tego początkiem. Jednak wiem, że będzie ciężko. Dla mnie podstawą jest by Anwil, mój Anwil, walczył w każdym meczu na 100 procent.

To taki slogan…

- Tak, slogan, ale rzeczywistość wielokrotnie znajdowała potwierdzenie w tym sloganie. Kibic zawsze szybciej utożsami się z zespołem walczaków, nawet jeśli ten przegrywa po walce. Może to i slogan, ale nie pustosłowie. Najważniejsze to dobrać odpowiednich ludzi do tego konceptu. Ja wierzę w ciężką pracę, bo w sporcie wygrywa się właśnie krwią, potem i walką.

Pytanie w jaki sposób sprawić, by zawodnicy poszli tą drogą?

- Ze mną albo idzie się w parze, albo wagon gdzieś się wykolei po drodze i pojedzie sobie innym torem. Ja mam taki charakter, że nie dogadam się z zawodnikami, którzy nie umieją oddać się klubowi, idei klubu. Każdy musi być świadomy tego, gdzie gra i jaka droga została wytyczona przez klub oraz sztab.

Co z zawodnikami, którzy są pod kontraktami?

- To bardziej pytanie do prezesów, niż do mnie. Ja uważam, że zestawienie Polaków było w Anwilu bardzo stabilne i zapewniające określony poziom. Chciałbym, żeby tu wszyscy zostali, ale też wiem, że np. Michał Sokołowski zerwał kontrakt. Michała prowadziłem w kadrach i uważam, że nasza współpraca zawsze układała się dobrze. To taki typ walczaka, który mi odpowiada. Ma odpowiednie cechy wolicjonalne i ja bym widział dla niego ważną rolę w zespole. Rolę, dzięki której poznalibyśmy odpowiedź na pytanie, czy Michał może być już liderem drużyny. Tak jak ostatni sezon był kluczowy dla Adama Waczyńskiego - i ten udźwignął ciężar bycia liderem w Treflu - tak teraz podobnie jest w przypadku Michała. Musi pokazać, że umie ciągnąć zespół za sobą. Chciałbym, żeby wybór Michała determinowała właśnie ta kwestia, a mniej finanse. To nadal młody zawodnik, który musi się rozwijać.

Liczę również, że w zespole zostanie reszta graczy. Mam nadzieję, że wielki progres poczyni także Mikołaj Witliński, którego trenuję obecnie na kadrze U-20. Mikołaj pracuje bardzo sumiennie i jestem spokojny, że będzie ważną postacią drużyny.

[b][urlz=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

[/urlz][/b]

[nextpage]
Marcin Woźniak pomógł panu w podjęciu decyzji? Rekomendował go pan do pracy w kadrze U-20, więc teraz wasza współpraca przeniesie się również na płaszczyznę klubową.

- Rozmawialiśmy o Anwilu, to oczywiste. Myślę jednak, że to działacze klubowi pytali Marcina częściej o mnie, niż ja Marcina o klub. Bardzo cieszę się jednak, że i w klubie będziemy współpracować. Styl pracy Marcina bardzo mi odpowiada. To sumienny, uporządkowany i zorganizowany człowiek, umiejący dokonywać analiz, które bardzo mi odpowiadają. W tym jesteśmy podobni.

Mówią, że jest pan bardzo zorganizowany i nie pozostawia nic przypadkowi...

- Tak. Jestem zorganizowany i drobiazgowy. Jestem też zwolennikiem dużej intensywności na treningach. Treningi są u mnie często cięższe niż sam mecz.

Okropny trener dla zawodników...

- Myślę, że dogaduję się z koszykarzami. Nigdy nie miałem większych problemów z tymi graczami, którzy chcą pracować i walczyć. Niemniej, proszę nie robić z tej intensywności treningów mojej filozofii.

[b]

Przyjęło się w Polsce, że jak trener mówi o intensywnych treningach, to zespół będzie ukierunkowany defensywie.[/b]

- Nie lubię takich sformułowań. Dla mnie kluczem jest równowaga między ofensywą a defensywą, aczkolwiek solidność w obronie to pewna stała, pewna wartość, na której bazuję. Poniżej pewnego poziomu w defensywie grać nie można i nie może być tak, że zawodnik, który jest strzelcem, może sobie odpuścić. Nie, zespół zawsze musi dostawać to, co pozytywne, a chemię w drużynie i wokół niej nakręca przede wszystkim gra w obronie.

Wyrzucił pan kiedyś kogokolwiek z treningu?

- Zdarzyło mi się.

...

- Za nieodpowiednie podejście do pracy, za nieprzykładanie się do zajęć. Generalnie nie lubię karać graczy i uważam, że kara to ostateczność, bo w pewnym względzie jest to również porażka trenera. Czasami jednak trzeba, choć w pierwszej kolejności wolę rozmawiać, analizować.

A uśmiecha się pan kiedyś na treningach?

- Rzadko (śmiech). Uważam, że czas na śmiech jest po treningu. Po treningu z każdym mogę porozmawiać, nie ma problemu, nie tylko o koszykówce. Oczywiście, żarty na treningu są potrzebne, bo trening musi mieć swój odpowiedni klimat, ale nie lubię śmiania się dla samego śmiania. Nie lubię głupkowatości, jak ktoś się cieszy nie wiadomo z czego.

Czy Mariusz Niedbalski poprowadzi Anwil do sukcesów?
Czy Mariusz Niedbalski poprowadzi Anwil do sukcesów?

Zna pan casus Dainiusa Adomaitisa? Litwin też był konkretny, zorganizowany, wierzył w ciężką pracę, ale ostatecznie nie porozumiał się z zespołem...

- Czasami trener musi mieć trochę szczęścia. Nie wiemy jak skończyłby sezon, gdyby dano mu go dokończyć. Na efekty pracy trenera trzeba jednak trochę poczekać. Oczywiście, jak się przegrywa minus 20, potem minus 15 i tak dalej, a do tego nie ma walki, to wtedy decyzja o rozstaniu jest słuszna. Ale czasami jednak lepiej uwierzyć, poczekać, mieć więcej cierpliwości. Najważniejsze to dobrać sobie odpowiednich ludzi i obrać jeden kierunek. Jeden wspólny kierunek dla wszystkich.

Wiem, że jeśli zapytam o personalia i kadrę drużyny, to powie pan, że jest za wcześnie. Mimo wszystko jednak - jak pan widzi zespół Anwilu 2014/2015? Trener Milija Bogicević preferował na przykład dziewięcioosobową rotację, a pan?

- Ja uważam, że jednak standard to 10 pełnoprawnych zawodników do gry plus dwóch juniorów, którzy będą otrzymywać minuty, gdy na to zasłużą. Dlaczego uważam taki schemat za słuszny? Bo mój trening jest skonstruowany konkretnie pod 12 osób i taki też jest mój wymóg: na każdych zajęciach musi być tuzin zawodników. Jeśli ktoś wypada, np. z powodu kontuzji, to musi znaleźć się inny gracz, np. kolejny junior, który stawi się na treningu. Dlatego też bardzo ważne jest by zawodnicy najstarszej grupy juniorskiej znali założenia gry w ataku i obronie.

Rano młodzi zawodnicy są w szkole...

- Paweł Dzierżak zdawał w tym roku maturę, a jednak był na każdym treningu. I na tym skończmy ten temat.

Podpisał pan kontrakt jeden plus jeden. Spotkamy się tutaj za rok, rozmawiając o tym, co będzie nas czekać w sezonie 2015/2016?

- Miałem już umowę w innym klubie. Stabilną, bezpieczną, wygodną, byłem asystentem świetnego trenera Dariusa Maskoliunasa, byłem także ważną częścią Trefla. Gdybym zatem miał jakiekolwiek wątpliwości, zostałby w Sopocie.

Pracował pan pod okiem Jacka Winnickiego, Żana Tabaka i Dariusa Maskoliunasa. Duch, którego z tych trenerów będzie unosił się na meczach Hali Mistrzów?

- Miałem szczęście do dobrych trenerów i od każdego czegoś mogłem się nauczyć. Ja nie jestem jednak trenerem "kopiuj-wklej". Mam swój styl, swój charakter i chcę go dać Anwilowi.

[b][urlz=http://www.facebook.com/Koszykowka.SportoweFakty]Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

[/urlz][/b]

Źródło artykułu: