Raptorki z Kanady bardzo wysoko postawiły poprzeczkę mistrzom NBA. Od pierwszych minut grali szybko i kolektywnie a w grze ofensywnej zaangażowani byli niemal wszyscy zawodnicy na parkiecie. Najlepszy mecz w sezonie rozgrywał Jermaine O’Neal, który trafiał zarówno z półdystansu jak i strefy podkoszowej. 30-latek zanotował 23 punkty oraz 11 zbiórek. Z obwodu nie mylił się duet Kapono - Parker, dzięki czemu przewaga gości szybko urosła do kilkunastu punktów. Celtowie mimo usilnych starań nie potrafili odrobić deficytu aż do czwartej kwarty. Wówczas nadszedł czas Paula Pierce’a. Skrzydłowy Bostonu trafił 7 z 9 rzutów w tej kwarcie, w tym dwie "trójki" w odstępie 40 sekund. Kluczowym momentem spotkania okazał się blok Kendricka Perkinsa na O’Nealu. Chwilę potem Pierce znów przedziurawił kosz Raptors i Celtowie objęli bezpieczne prowadzenie. Lider gospodarzy zakończył mecz z 36 punktami, 9 zbiórkami i 4 asystami. - Uwielbiam kiedy Superman wchodzi do pokoju i przechodzi transformację. Kocham to. Siadam wtedy wygodnie w domowym fotelu - mówił z uśmiechem na twarzy Kevin Garnett.
Od początku sezonu Portland grali z rywalami z najwyższej półki. W poniedziałkowy wieczór zmierzyli się z Orlando Magic, które pokonało Smugi w czterech ostatnich spotkaniach. Jak można było się spodziewać, od pierwszych minut goście nie mieli recepty na Dwighta Howarda. Środkowy Magików czuł się jak na treningu, z dużą łatwością zdobywając kolejne punkty. Schodząc do szatni Howard miał już na swoim koncie 23 punkty i 12 zbiórek! Goście nie odstawali jednak od swoich rywali, głównie dzięki świetnej postawie zmienników oraz Brandona Roy’a. Znów z bardzo dobrej strony zaprezentował się Rudy Fernandez, zdobywca 16 punktów. To jego dwie "trójki" na początku ostatniej odsłony pozwoliły Portland osiągnąć prowadzenie 84:72. Na odpowiedź gospodarzy nie trzeba było jednak długo czekać. 11 z 13 kolejnych punktów Orlando zdobył Hedo Turkoglu i zanosiło się na emocjonującą końcówkę. W niej więcej zimnej krwi zachowali zawodnicy ze stanu Oregon, którym nie zadrżała ręką w 8 z 10 rzutów wolnych. Warto podkreślić, że Stan Van Gundy po raz kolejny nie skorzystał z usług Marcina Gortata.
- Pierwszy raz w tym sezonie czułem się naprawdę dobrze i wszystko mi wychodziło - mówił po meczu Leandro Barbosa. Brazylijski snajper okazał się bohaterem spotkania Phoenix Suns z Memphis Grizzlies, które dostarczyło kibicom nadspodziewanych emocji. Wszystko za sprawę debiutanta Niedźwiadków O.J. Mayo, który rozpoczął szaleńczą pogoń za Słońcami. Jego 16 punktów w czwartej kwarcie pozwoliło odrobić 12-punktową stratę i wyjść na prowadzenie. - O.J. jest fenomenalnym graczem i dzięki niemu tak długo walczyliśmy o zwycięstwo. Podejmował dobre decyzje – kiedy miał podawać - podawał, kiedy miał rzucać – rzucał - chwalił kolegę z zespołu Rudy Gay. Ostatecznie triumfowali gospodarze, dla których była to 9 kolejna wygrana z Memphis. Ostatni raz przegrali z nimi w 2005 roku.
Orlando Magic - Portland Trail Blazers 99:106
(H. Turkoglu 35, D. Howard 29 (19 zb), K. Bogans 12 - B. Roy 27, S. Blake 20, T. Outlaw 20)
Indiana Pacers - Oklahoma City Thunder 107:99
(T.J. Ford 24 (10 as), D. Granger 20, J. Foster 15 - K. Durant 37, J. Green 14, J. Smith 12)
Boston Celtics - Toronto Raptors 94:87
(P. Pierce 36, K. Garnett 21 (10 zb), R. Allen 19 - J. O’Neal 23 (11 zb), A. Parker 15, J. Kapono 14)
Miami Heat - New Jersey Nets 99:94
(D. Wade 33, M. Beasley 19, D. Cook 15 - Y. Jianlian 24 (10 zb), V. Carter 22, K. Dooling 18)
Phoenix Suns - Memphis Grizzlies 107:102
(L. Barbosa 27, A. Stoudemire 18, B. Diaw 13 - O.J. Mayo 33, R. Gay 20, M. Gasol 15)