Pierwsza kwarta w wykonaniu Stali była bardzo słaba. Jeszcze pierwsze trzy minuty nie zapowiadały tego, co może się stać potem. Niestety dla fanów zielono-czarnych jak to bywa często w wykonaniu Stalowców nastąpił przestój. Przez sześć minut gospodarze sobotnich zawodów nie potrafili trafić do kosza rywali. W wyniku tej nieudolności rywale zdobyli z rzędu aż osiemnaście oczek. Ze stanu 10:4 dla Stali zrobiło się 10:22 dla gości.
To co stało się w kolejnych trzech odsłonach podbudowało fanów Stalówki. W drugiej kwarcie dzięki kapitalnej obronie gospodarze sobotniego widowiska dali sobie rzucić tylko 4 oczka! - Pokazaliśmy troszkę dobrej defensywy. W końcu straciliśmy tylko 46 punktów w całym meczu - stwierdził szkoleniowiec Stalówki, Bogdan Pamuła.
W dwóch kolejnych kwartach również bardzo dobrze w obronie grali gospodarze. Jedynie rzuty z dystansu wychodziły gościom. Duża w tym zasługa byłego gracza Stali Stalowa Wola, Marcina Malcherczyka, który cztery razy trafił zza linii 6,25. Do jego poziomu nie potrafił się dostosować żaden z kolegów z zespołu, mimo że szkoleniowiec MKS-u rotował składem bardzo często. Nie zdawało to jednak rezultatów skoro w trzeciej odsłonie drużyna beniaminka zdobyła tylko 10 oczek, a w ostatnich dziesięciu minutach tylko osiem. Mimo, iż w pierwszej części meczu goście zdobyli aż 24 punkty, to ostatecznie nie udało im się przekroczyć granicy przyzwoitości, czyli 50. oczek w pojedynku.