To było dość zaskakujące. Drużyna znad Bosforu przeciętnie wypadła w meczu z Nową Zelandią, którą dopiero rzutem na taśmę pokonała. Podopieczni Ergina Atamana nie zachwycili i wydawało się, że w starciu z USA nie będą mieli nic do powiedzenia.
- Przed meczem mówiliśmy, że postaramy się utrzymać wolne tempo. W rzeczywistości udało nam się spowolnić grę tylko w pierwszej połowie. Właściwie myślę, że przez trzy kwarty robiliśmy to dobrze - powiedział po spotkaniu szkoleniowiec Turków.
Rzeczywiście, do przerwy wicemistrzowie globu grali naprawdę dobrze. Byli agresywni, potrafili ograniczyć przeciwnika i przede wszystkim sami grali przyzwoicie w ofensywie. Mało tego, momentami ich przewaga pięciu, sześciu punktów, co rodziło niepokój u mistrzów świata.
- Myślę, że czuliśmy, iż będzie tak łatwo jak w poprzednim meczu, ale Turcja wyszła i zadawała nam ciosy od samego początku. Byliśmy słabi. W drugiej połowie zagraliśmy już zdecydowanie lepiej - komentował James Harden.
[ad=rectangle]
Dopiero po przerwie nastąpiło przebudzenie graczy Mike'a Krzyzewskiego. Amerykanie wyraźnie poprawili się w ofensywie, sforsowali szyki obronne przeciwnika i objęli prowadzenie. Dominacja USA nie podlegała już najmniejszej dyskusji.
- Później fizyczni Amerykanie pokazali, że są świetni i grają przez 40 minut. Po trzech odsłonach byliśmy już trochę zmęczeni, a oni nadal grali na tym samym poziomie - tłumaczył Ataman.
Mimo wyraźnego zwycięstwa koszykarze ze Stanów Zjednoczonych nie byli w pełni usatysfakcjonowani. Zmartwił ich falstart, który mógł się naprawdę źle skończyć, gdyby po drugiej stronie był znacznie silniejszy rywal. A tych na mistrzostwach świata nie brakuje.
- Myślę, że nie byliśmy gotowi w pierwszej połowie na walkę, ale nie możemy sobie na to pozwalać, jeśli chcemy zdobyć złoty medal - przyznał Anthony Davis, który dodał: - Musimy wychodzić gotowi do gry niezależnie od tego z kim gramy.
W kolejnym meczu Amerykanie zagrają we wtorek o godz. 17.30 z Nową Zelandią.